Zycie Warszawy, grudzień 1969 (XXVI/286-312)
1969-12-03 / nr. 288
Ira 288 § GRUDNIA 1969 R. _______________fVV)_____________________________2YCIE WARSZAWY______________________________________________________________ Bezpieczeństwo Europy W poszukiwaniu tego co łączy ZYGMUNT SZYMAŃSKI Świadczenie siedmiu państw socjalistycznych podpisane 31 października w Pradze nie pozostało bez echa. Myśl o zwołaniu konferencji bezpieczeństwa europejskiego, której tematykę i termin zaproponowali w stolicy Czechosłowacji socjalistyczni ministrowie spraw zagranicznych, okazała się myślą o dużej nośności. Ale, jak można było oczekiwać, obudziła ona w krajach zachodnich, obok głosów aprobaty, szereg zastrzeżeń a nawet sprzeciwy, Z niektórymi spośród nich nie warto dyskutować. Nie dlatego, żeby były one bezsensowne. Raczej z powodu ich... bezzasadności. „Konferencja bezpieczeństwa powinna być starannie przygotowana”, „w konferencji powinny uczestniczyć Stany Zjednoczone i Kanada”, powinno się przy stole obrad omówić nie tylko sprawę wyrzeczenia się użycia siły i zagadnienie rozwoju stosunków gospodarczych, ale i inne ważkie problemy” — oto część owych zastrzeżeń. Wystarczy chyba zauważyć, że żadne z państw socjalistycznych, które kolektywnie podjęły inicjatywę walki o bezpieczeństwo Europy, nigdy nie uważało, że konferencja na ten temat powinna być przygotowana niestarannie; nie traktowano też żądania udziału USA i Kanady w takiej konferencji jako przeszkody zwołania jej; nie protestowano przeciwko włączeniu do jej porządku dziennego innych problemów, niż te, które zostały zaproponowane w Pradze. Wystarczy to, jak myślę, aby tę grupę zastrzeżeń uznać po prostu za niezbyt poważną. Istnieją jednak inne zastrzeżenia, podnoszone bądź to przez prasę zachodnią, bądź też przez zachodnich dyplomatów czy komentatorów w rozmowach z ich kolegami z krajów wschodnich. Nie uchybię zasadom dziennikarskiej uczciwości, jeżeli wyznam, że takich rozmów miałem osobiście kilkanaście w “Ciągu ostatnich' kilku tygodni. Obok słów, aptobafy; powtarzały się w nich zastrzeżenia co do celowości konferencji ria temat bezpieczeństwa. I to nie dlatego, żeby ktoś podawał w wątpliwość jej teoretyczny pożytek. Chodzi raczej o podkreślenie współzależności zjawisk politycznych, która jakoby uniemożliwia lub co najmniej niepomiernie utrudnia rozwiązanie jakiegokolwiek problemu politycznego, wziętego z osobna. Bezpieczeństwo europejskie, pożądane samo w sobie, nie zależy — zgodnie z tym tokiem rozumowania — od (odpowiednio przygotowanego) spotkania państw naszego kontynentu, ale od szeregu innych, złożonych i przeplatających się w różnych kierunkach czynników. M. in. od odpowiedzi na następujące pytania: Jak zakończą się rozmowy amerykańsko-radzieckie na temat zahamowania zbrojeń strategicznych? Jak Amerykanie postąpią w sprawie wietnamskiej? Jak rozwiną się stosunki radziecko-chińskie? Jaki obrót przybiorą rozmowy na temat Berlina zachodniego? Jak rozwinie się konflikt bliskowschodni? Czy Niemcy zachodnie ratyfikują układ o nierozprzestrzenianiu broni atomowej? Czy nastąpi normalizacja stosunków między Bonn a Warszawą? Czy Wielka Brytania wejdzie do EWG? I tak dalej i tym podobne... Otóż, jak się wydaje, współzależność rozmaitych zjawisk, której nikt nie myśli podawać w wątpliwość, nie może i nie powinna odwodzić nas od rozsądnych prób rozwiązywania poszczególnych problemów. Pewnie, że wycofanie się Stanów Zjednoczonych z Wietnamu, ratyfikacja przez NRF układu atomowego lub pomyślny rozwój rozmów radziecko-amerykańskich miałoby pozytywne Skutki dla całości atmosfery międzynarodowej i stworzyłoby lepsze horoskopy dla e ü ropejskiej konferencji. Ale, z drugiej strony, pomyślnie przeprowadzona konferencja europejska pozwoliłaby łatwiej rozwiązać inne drażliwe zagadnienia współczesności i byłaby — żeby użyć może trochę wyświechtanej, ale przecież prawdziwej formuły — wkładem dzieło umocnienia światowew go pokoju. Pówladano ml dalej, że propozycja państw socjalistycznych, aby spotkać się przy wspólnym stole obrad jest może sama w sobie godna pochwały, ale że kryją się za nią ukryte myśli i zamiary. Jakie to zamiary? A więc kraje socjalistyczne chcą pozba. wić znaczenia Pakt Atlantyckij o który w razie podpisania układu bezpieczeństwie straciłby rację bytu; chcą one swoją Inicjatywą skłonie NRF do zmiany jej polityki wobec Wschodu i usankcjonować istnienie NRD; potrzebują one układu o bezpieczeństwie, aby łatwiej sprostać swoim problemom gospodarczym. Takie cele przypisał m. in. krajom socjalistycznym londyński „Economist” w swym wydaniu z 8 listonada. Przyznajemy ze skruchą, że istotnie te cele nie są nam obce. Ale dalibóg, nie widzę dlaczego miałyby one być zdrożne? I w czym miałyby przeszkadzać, charakteryzowanym tak często jako pokojowe, interesom krajów zachodnich! Nie jesteśmy tak naiwni aby sądzić, że ktokolwiek na Zachodzie przystanie na likwidację NATO bez jednoczesnego rozwiązania Układu Warszawskiego, ale też żaden rząd socjalistyczny takiego postulatu nie stawiał. A czy „likwidacja bloków wojskowych” nie byłaby w interesie wszystkich państw europejskich? Gzyż ciężar zbrojeń nie przytłacza, w jednakowym stopniu organizmów gospodarczych Wschodu i Zachodu? Być może tylko ekonomika Stanów Zjednoczonych potrzebuje, w pewnym przynajmniej sensie, wydatków Zbrojeniowych dla utrzymania wysokiego rytmu ekspansji gospodarczej. Ale jest to ńa pewno wątpliwe w wypadku Francji, Włoch, Belgii czy Wielkiej Brytanii. Pragniemy wpłynąć na zmianę kierunku polityki NRF? Ależ oczywiście! Pewna zmiana już się zresztą zarysowuje i znajduje aprobatę nie tylko w Europie wschodniej, ale i w zachódniej. Nie ukrywamy również naszej chęci umocnienia międzynarodowej pozycji NRD. Ale i w tym wypadku Niemcy zachodnie zmieniły nieco swoje zdanie — zdobywając poklask zachodnich komentatorów. Dlaczego to co jest przedmiotem pochwał ze stro ny zachodniej. prasy , wówczas gdy wychodzi z Bonn, miałoby . być obiektem podejrzliwości i nieufności gdy gło-szone jest w Warszawie, czy Budapeszcie? Chcemy intensyfikacji zmiany handlowej i gospodarczej, aby przyspieszyć nasz rozwój i podnieść stopę życiową naszej ludności? Nie ukrywamy i tego. Ale twierdzimy, że taka ewolucja będzie również pożyteczna dla zachodnich krajów €üröp€jskicu« N{© sby piZcuiysI wy»©" fco rozwiniętych państw zachodnioeuropejskich miał duże szanse eksportu urządzeń inwestycyjnych do Stanów Zjednoczonych. Z innych co prawda powodów szanse eksportu takich urządzeń do większości krajów Trzeciego Świata są także ograniczone. Ale rozwijający się i nastawiony na intensyfikację produkcji Wschód europejski jest dla Belgii czy Włoch, Francji czy NRF potencjalnie wielkim rynkiem. Coraz chłonniejszym —■ w miarę dalszego rozwoju. Nie tylko Polska — żeby poprzestać na przykładzie naszego kraju — zyska na unowocześnieniu swojej struktury gospodarczej poprzez wymianę handlową, kooperację czy zakup licencji. Zyskają na tym również i e.1 partnerzy. Nie da się zaprzeczyć, że wiele nie rozwiązanych problemów naszej epoki implikuje rzeczywiste konflikty interesów między mocarstwami. Stąd też tak często towarzyszy im pesymizm obserwatorów. Ale ustanowienie stosunków pokojowego współistnienia i pokojowej współpracy na naszym kontynencie — a o to przecież w gruncie rzeczy chodzi w wypadku inicjatywy państw socjalistycznych — nie narusza żadnych kontrowersyjnych interesów. Wyrzeczenie się stosowania siły (łub groźby użycia siły) w stosunkach między państwami Europy, czy też rozszerzenie stosunków handlowych, gospodarczych i naukowo-technicznych między tymi państwami może mieć błogosławione skutki dla wszystkich. Może przyspieszyć ewolucję wydarzeń w kierunku pożądanym zarówno przez narody Europy wschodniej jak i zachodniej,'pragnące oparcia wzajemnych stosunków, na zasadach- szeroko pojętej współpracy międzynarodowej. W rybackim porcie w Gdyni schroniło się przed sztormem kilka kutrów duńskich. Fot. — CAF Urlop dla 18 milionów PIAN ZAGOSPODAROWANIA TURYSTYCZNEGO POLSKI JULIUSZ RAWICZ Wyobraźmy sobie, że nagle zdarza się cud. Znika problem zatruwanych wód i zanieczyszczonego powietrza, wszystkie fabryki zostają zaopatrzone w idealne filtry. Nikomu już nawet do głowy nie przychodzi możliwość beztroskiego lokowania nowych zakładów przemysłowych akurat w rejonach szczególnie atrakcyjnych turystycznie. Powstaje bogata sieć hoteli, schronisk, campingów. Wzdłuż dróg wodnych istnieją liczne stanice dla żeglarzy czy kajakarzy, turyści zmotoryzowani otrzymują swoje upragnione stacje obsługi i motele. Otwarto liczne restauracje i tanie kuchnie turystyczne. Wszystkie walory turystyczne kraju wykorzystano w sposób najbardziej racjonalny i z całą odpowiedzialnością możemy już propagować hasło „Polska rajem dla turystów". Ile wówczas osób będzie mogło — w odpowiednich warunkach — uprawiać przez cztery tygodnie w roku turystykę urlopową? Według obliczeń Zakładu Zagospodarowania Turystycznego około... 18 milionów. Pewne pogorszenie warunków wypoczynku pozwoliłoby zwiększyć tę liczbę jeszcze 0 3—4 miliony. I to wszystko — dalszy wzrost musiałby nieuchronnie spowodować degradację regionów turystycznych. A przecież, według najostrożniejszych prognoz demograficznych, ludność Polski sięgnie w roku duuitysięcznym 40 milionów. Czterotygodniowy wypoczynek w optymalnych warunkach będzie więc można zapewnić połowie obywateli. W najlepszym razie! Te możliwości ograniczone są więc przez geografię. A jeśli stan posiadania, nadał będzie się zmniejszał? Przestańmy się łuńźić — mi- wi dr Olaf Fogalewski, dyrektor wspomnianego wyżej Zakładu. — Wcale nie mamy w kraju nieskończonych zasobów turystycznych! Zachówajmy więc 1 wykorzystajmy możliwie najlepiej to, czym dysponujemy. Trzeba wyraźnie określić, które obszary muszą być chronione ze względu na swoje wartości turystyczne i krajoznawcze. Dr Rogalewski jest generalnym projektantem planu zagospodarowania turystycznego Polski. Plan ten — po uchwale prezydium GKKFiT obowiązujący wewnątrz resortu — rozpatrywany był już przez Radę Naukowo- Techniczną Planowania Przestrzennego, a obecnie będzie dyskutowany z gospodarzami wszystkich województw i przedstawicielami poszczególnych gałęzi gospodarki narodowej. Posłuży następnie za podstawę przygotowywanego przez GKKFiT dla przedłożenia Sejmowi projektu ustawy o ochronie walorów turystycznych Polski, Trzecia część Polski na wypoczynek Plan ustala obszary, miejscowości, obiekty, trasy, stanowiące podstawowe bogac-two krajoznawcze i wypoczynkowe Polski, które muszą być zachowane dla zaspokojenia potrzeb naszych i następnych po nas pokoleń. O- kreśla też, lokalizację głównych elementów zagospodarowania turystycznego kraju. Mniej więcej trzecia część powierzchni Polski ma — zdaniem autorów planu — walory wypoczynkowe. Taką wersję przyjęto początkowo. Już w toku pracy niektóre obszary wyeliminowano, bo będą podlegały innym procesom (uprzemysłowienie, urbanizacja). Pozostało 350 większych i mniejszych rejonów wypoczynkowych, łącznej powierzchni 72,7 tys. o km kw. — 23,2 proc. terytorium Polski. Z tego znów 2 proc. to rejony nadmorskie. 18 proc. —- górskie i wyżynne, 48 proc. —pojezierza, na pozostałe obszary przypada 32 proc. Najwięcej rejonów wyznaczono w województwach koszalińskim, olsztyńskim i gdańskim — najmniej w opolskim i katowickim. Każdy taki Teion otrzymuje określoną kategorie. Pierwszą — tam, gdzie wszystkie inne funkcje gospodarcze powinny być podporządkowane turystyce. Drugą — gdzie turystyka powinna być traktowana jako funkcja równorzędna z innymi. I trzecią — tara, gdzie ma znaczenie tylko uzupełniające. Pierwszej rangi rejony zajmują powierzchnię najmniejszą (15,4 tys. km. kw.), ale ich „pojemność” (przez którą projektanci rozumieją liczbę ludzi mogących jednocześnie wypoczywać w danym rejonie, otrzymując właściwe warunki rekreacji J nie powodując dewastacji) jest zdecydowanie największe. Obszary pierwszej kategorii mogą przyjąć w sezonie letnim prawie połowę wszystkich wypoezyw* Jących, a w zimie ponad 70 proc. Ta „pierwsza klasa” to przede wszystkim województwa krakowskie, olsztyńskie, rzeszowskie, wrocławskie, bydgoskie, koszalińskie. Nie mają w ogóle rejonów I kategorii warszawskie, łódzkie i opolskie. Na obszarach I 1 II kategorii razem (40,1 tys. km. kw) koncentruje się 89 proc. miejsc w sezonie letnim i 97 proc. ' — w zimowym. Te rejony mają znaczenie ogólnokrajowe, kategoria trzecia — jedynie lokalne. W Zakopanem, w niektórych miejscowościach Wybrzeża, liczba spędzających tam urlop sięga już dziś maksymalnych granic. To już nie wypoczynek, to udręka wyczekiwania, często gódzinami na posiłek, wystawai nia w kolejkach, poruszania się w nieustannym tłoku. A jednocześnie, takie nasycenie ludźmi pewnych miejscowości, to zjawisko nader groźne dla okolicznej przyrody, oznaczające zupełne zdeptanie górskich ścieżek i nadmorskich wydm... Rejony przyszłości Trzeba więc stworzyć jak najwięcej równie atrakcyjnych dla turystów punktów docelowych, by w ten sposób przy zachowaniu podstawo-wego warunku — wolności wyboru, ściągnąć turystów i na inne tereny. Według autorów planu, wielkie możliwości mają przede wszystkim piękne województwa lubelskie i kieleckie oraz pojezierza: lubuskie, zachodnio- i wschodnio-pomorskie, mazurskie, augustowskie. Należy tylko wspomniane tereny odpowiednio zagospodarować. Dla każdego rejonu plan wyznacza miejscowości, które spełniać mają rolę ośrodków usługowych (magazyny, zakłady produkcyjne itp.) i węzłów komunikacji turystycznej. Nie są to bynajmniej główne miejscowości wypoczynkowe, lecz przeciwnie — miasta o wykształconych już funkcjach administracyjnych i usługowych (w 85 proc. siedziby powiatów). Autorzy projektu ilustrują to przykładem: — Tragedią Zakopanego jest koncentracja w tym mieście całej działalności usługowej na rzecz Tuchu turystycznego w regionie. Zakopane ma wielką bazę transportu, ma liczne przedsiębiorstwa produkcyjne, piekarnie, masarnie itd. itd. To wszystko naszym zdaniem skupiać się musi w Nowym Targu. Miasta, które w naszym projekcie nazwaliśmy ośrodkami „rozrządowe - zaopatrzeniowymi” powinny, dzięki tej funkcji, zyskać ważki czynnik dalszego rozwoju! Centra krajoznawcze Obok wykazu rejonów turystyki wypoczynkowej, zawarta jest w planie sporządzonym przez Zakład Zagospodarowania Turystycznego i ewidencja najcenniejszych obiektów krajoznawczych. Znajdują się na tej liście zabytki architektury i folkloru, miejsca ważnych wydarzeń historycznych, są jaskinie i wodospady, rezerwaty leśne i parki, skały i zespoły krajoznawcze. Plan wyznacza wielkie centra krajoznawcze (Warszawa, Kraków, Gdańsk, Poznań, Wrocław, Szczecin, Toruń i Lublin) i małe ośrodki i zajmuje się przystosowaniem ich do potrzeb ruchu turystycznego. Ustala szlaki i obszary wzdłuż tych szlaków, na których wszelka działalność inwestycyjna powinna uwzględniać potrzeby ruchu turystycznego — kołowego, wodnego, pieszego. Wylicza ile musi być przy szlakach schronisk i stanic wodnych. U- stala obszary wypoczynku świątecznego ludności wielkich skupisk miejskich, ód Górnego Śląska,' Warszawy, Lodzi i Trójmiasta poczynając, kończąc na Radomiu, Wałbrzychu, Toruniu i Kielcach. Omawia potrzebę zagospodarowania tych obszarów i wytycza trasy komunikacyjne. Dobrze, że powstał taki plan, że jego założenia przedstawione zostaną Sejmowi. Będzie to miało znaczenie dla ochrony zabytków historii i kultury. Przyczyni się do powstrzymania procesów niszczenia przyrody. (Przyoominamy przy okazji, że „Życie” prowadząc akcję w obronie przyrody, wytykało wobec tejże przyrody przestępstwa nie tylko przemysłowi, lecz także... resortowi turystyki. Konieczna jest więc ścisła współpraca projektantów ze specjalistami ochrony przyrody). Dopomoże nam w realizowaniu swego prawa do wypoczynku; przez szeroką publiczność. Zresztą nazwa jest niewłaściwa: każdy teatr to rozrywka, biada mu, jeżeli nią nie jest, a pozycje, które nazywamy czysto rozrywkowymi, muszą reprezentować jakieś, wartości estetyczne, wychowawcze, kulturalne, bo inaczej — w naszym ustroju, z założenia dbającym o odpowiedni poziom kultury masowej — nie powinny być w ogóle pokazywane. Otóż ta dziedzina zarówno ilościowo jak jakościowo nie przedstawia się dobrze i dość daleko jej do poziomu, którzy można by nazwać stołecznym. Poza tym brak tu pewnych gatunków, np. musicali, formy, która w wielu krajach święci triumfy, ściągając do teatru masową publiczność, także młodzież. Na musicale przerabia się lub adaptuje do dnia dzisiejszego znane dzieła dawnej literatury. powstają z tego nieraz przedstawienia o bardzo wybitnych wartościach, związane z nurtem współczesności. Musicale, które coraz skuteczniej wypierają staroświecką operetkę i rewię, gra się nie tylko w teatrach muzycznych, ale także dramatycznych. O- czywiście, potrzebni są do tego aktorzy wszechstronnie wyszkoleni w grze, śpiewie i tańcu. To znaczy, tacy, jakich prawie nie mamy. Ale prędzej czy później trzeba będzie pomyśleć o nich i o musicalach Nie ma się tu co rozwodzić nad tym, jak bardzo widowiska łubiane śpiewno-muzyczne są przez publiczność. Świadczy o tym uporczywe utrzymywanie się powodze str- K (£jcüf o/wfe fi/ócufą 1 Nasz rozkład zajfć R odzina nasza — to trzy osoby; mąż, trzyletnia dziecko i ja. Pracujemy oboje (ośmiogodzinny dzień pracy, nie licząc godzin w domu nierzadko spędzonych nad fachową literaturą). Od chwili ukończenia studiów nie przerywałam pracy zawodowej. W tym roku właśnie święciliśmy oboje z mężem jej dziesięciolecie. Podział pracy w domu i je] organizację w naszej rodzinie najlepiej scharakteryzuje chy: ba rozkład zajęć domowych ir*v* ftfW X y 1 ń}1 pUi V» Uiitu *.»-*» w szczególnym członkom rodziny w ciągu przeciętnego dnia roboczego: ok. 6.20 Bieg do sklepu po mleko (od kilku miesięcy brak roznosicielki) — wykonuje MĄŻ 6.30—7.00 Przygotowanie dziecka do wyjścia do przedszkola (ubieranie, śniadanie etc.) — J A DZIECKO (mąż już w drodze' do I pracy) 7.05—7.25 W drodze do przedszkola (przedszkole w pobliżu miejsca mojej pracy) — JA ■ DZIECKIEM do 15.30 Praca, przedszkole — CAŁA TROJKA 15.30—16.00 Ostateczne przygotowanie obiadu: podgrzanie w przeddzień przyrządzonych potraw, zrobienie surówki ltp. — MĄŻ 15.30—16.00 Odbiór dziecka przedszkola, podróż do domu JA 17.00—18.30 Spacer, zakupy — WSZYSCY ewentualne 18.10—19.30 Czynności związane z ułożeniem dziecka do snu — WSZYSCY i 19.30—23.00 Przygotowanie kolacji obiadu na dzień następny — JA a) skrobanie jarzyn — MĄŻ b) doprawienie zupy, mięso itp, — JA Ewentualne pranko (pranie bywa rzadko, ponieważ pranka są często) — MĄŻ Odkurzanie, sprzątanie mieszkania — JA (prace wymagające większego wysiłku fizycznego, np. wiórkowanie podłogi) — MĄŻ Prasowanie — najczęściej MĄŻ Mycie naczyń — najczęściej MĄŻ Przygotowanie konapek na dzień następny do pracy — JA Upragniony odpoczynek — MĄŻ i JA (dziecko śpi) kolacja, lektura, oglądanie programu TV, rozmowy; w wypadku zwerbowania usłużnej kuzynki, czy sąsiadki (dyżur przy dziecku) — teatr, kino (rzadko to bywa, oj rzadko) Spotkania z przyjaciółmi są nie częste i tylko w soboty i niedziele. Tak wygląda oczywiście przeciętny dzień. Bywają odchylenia w różnych kierunkach. Czasem mąż pracuje po południu, wtedy przed pójściem do pracy wykonuje część tego, co normalnie robimy po południu i wieczorem, W soboty wcześniej kończymy pracę, wówczas przeznacza się więcej czasu na wspólny spacer, eliminując zakupy, które staramy się zrobić wtedy w przeddzień. W wypadku nieodpowiedniej pogody na dłuższy pobyt na dworze poświęcamy dziecku więcej czasu w domu. Zasada jednak jest taka, że oboje staramy się w miarę możliwości zajmować dzieckiem, oboje wykonujemy prace domowe. Podział tych prac istnieje, chociaż może niezbyt widoczny; tzn. nie ma sztywno ustalonych prac dla mnie, czy męża, ale są pewne tendencje związane z predyspozycjami i upodobaniami (tak to nazwijmy) danej osoby do danego typu pracy. Nie znaczy to, że jest podział pracy na zajęcia damskie i męskie, chociaż np. ja nigdy nie wbijam gwoździ, a mąż nie ceruje kieszeni w swoich spod(DOKOlfCZENIE NA STR. 41 24 sceny teatralne, prawie 3 miliony widzów rocznie — tę liczby imponują. Pod względem nasycenia teatralnego Warszawa — w stosunku do liczby mieszkańców — równa się mniej więcej Paryżowi, który ze swymi sześćdziesięcioma teatrami ilościowo bije rekordy w Europie. Przewyższamy zaś wielokrotnie Nowy Jork. Jest się czym chlubić. Goście zagraniczni zawsze wyrażają podziw z tego powodu. W dodatku jaki różnorodny repertuar! I dobra — także o jakości — sława, jaką zdobył sobie teatr polski w świecie. Przed jakimś czasem rozmawiałem z pewnym, goszczącym w Warszawie, krytykiem teatralnym z zagranicy. Pytał, co mu radzę zobaczyć w stolicy: może coś z awangardy, jakieś teatrzyki eksperymentalne, szukające nowych form, przecież tak bujne jest wasze życie teatralne? (oczywiście, wiedział wszystko o Grotowskim 1 oglądał jego przedstawienia za granicą). — Odpowiadam, że chwilowo niczego takiego w stolicy nie ma. — A może scenki studenckie? (sporo słyszał o ich sukcesach na festiw'a’ach międzynarodowych). — Bąkam, że to dopiero początek roku akademickiego, jeszcze się nie rozkręciło. — Jakie więc są nowości do zobaczenia? — Uradowany sypię nazwiskami: Arrabal, Arthur Miller, Saunders, gorączkowo przywołuję dalej z pamięci: może grają jeszcze „Dozorcę” Pintera.,, — Tak — mój rozmówca z uznaniem kiwa głową — ale wszystko to widziałem u nas rok lub kilka lat temu. Mnie by interesowały wasze, polskie nowTości i to te, które nadają ton nowemu teatrowi np. Różewicz (znał to nazwisko i tytuły dwóch sztuk). Daję wymijającą odpowiedź, że trafił pechowo na wyjątkowy okres, że nic nie mogę mu w tej dziedzinie po- 2 # radzić. I zaczynam z ożywieniem mówić o oryginalności polskiego dramatu romantycznego i Wyspiańskiego, może by poszedł na „Nieboską komed:ę , „Wesele”... Ns co je— szcze? (z „Kronik królewskich” chyba nic nie zrozumie!). A w ogóle warto zobaczyć „Życie jest snem” Calderona, świetne przedstawienie... — W końcu nie wiem, co ów cudzoziemiec zobaczył w teatrach stolicy i jakie wyrobił sobie o nich zdanie. Oczywiście, może ktoś powiedzieć, że nie mamy co organizować życia teatralnego stolicy według zainteresowań gości zagranicznych. Ale z konfrontacji tych zainteresowań możemy wyciągnąć pewne wnioski. Np. brak ośrodków, choćby skromnych i marginesowych, fermentujących nowymi, własnymi poszukiwaniami i pomysłami, niedobrze świadczy o „stołeczności” tego życia. Przecież tu właśnie, zdawałoby się, jest najliczniejsze środowisko, mogące interesować się tymi zjawiskami, z natury rzeczy trudniej przyswajanymi przez szeroką publiczność, a nieraz w bliższej lub dalszej przyszłości bogato owocującymi w teatrze. To jeden element naszych rozważań, na tle całości może nie najważniejszy, ale wart zanotowania. Jak jednak Warszawa spełnia w innych dziedzinach rolę stolicy teatralnej kraju? Czy zaspokaja potrzeby publiczności w sposób — jak przystäiö rm stolicę — niej ako wzorcowy? Nie mam zamiaru oceniać tu konkretnie obecnego czy ubiegłego sezonu. Zresztą uczyniono to ze strony władz na niedawnej naradzie, co zrelacjonował na naszych łamach („Życie” nr 269 z dn. 11.XI. br.) Stefan Treugutt: „Obecna sytuacja teatralna... została oceniona z umiarkowanym optymizmem — bez wątpienia lepiej, niż by to wynikało dla kogoś, kto śledził kolejne recenzje stołecznej prasy”. Bez wątpienia władze mają rację. Tym bardziej że nie znaczy to (znów cytuję Treugutta), „by poziom sztuki teatralnej w Warszawie, a jeszcze bardziej zasięg i sposób jej oddziaływania społecznego nie budziły rozlicznych refleksji krytycznych”. Z tego punktu widzenia wychodząc, popatrzmy na stołeczny charakter życia teatralnego w Warszawie. Tak się — i nie bez powodu — w świecie utarło, że w ^ażdej niemal stolicy istnieje teatr w typie Komedii Francuskiej w Paryżu, Teatru Małego w Moskwie, The National Theatre w Londynie — pielęgnujący tradycję, w jakimś sensie reprezentacyjny. Teatr o imiennym, żelaznym repertuarze, w którym zawsże można zobaczyć najważniejsze arcydzieła klasyki przede wszystkim narodowej. Prawda, że nasza tradycja teatralna rwała się w ciągu wieków i trzeba ją raczej stworzyć niż kontynuować, Ale w ten sposćb istniała szansa uniknięcia skostnienia, które tak dotknęło analogiczne teatry gdzie indziej. Mieliśmy — w zamierzeniu — dwa teatry tego rodzaju w Warszawie po wojnie: najpierw Teatr Polski, potem Narodowy. Teatr Narodowy przy różnych perturbacjach dorabia się powoli takiego repertuaru. Przy czekaniu zaś na odpowiednie zmiany w Teatrze Polskim wzywa się krytykę i publiczność do cierpliwości. Tylko że te wezwania Słyszymy od lat dwudziestu... Przedstawienia, które by były wydarzeniami teatralnymi, stolicy są dosyć rzadkie — rzadsze niż w niektórych ośrodkach pozawarszawskich. Za to sztuka aktorska bezapelacyjnie zwycięża. Nigdzie w Polsce nie ma tylu znakomitych aktorów. Ich kunszt promieniuje na cały kraj także poprzez teatr telewizji. Niestety, nie zawsze mają oni odpowiednia oprawę w całości przedstawienia. I obok szczytów znajdują się rozległe niziny — zgoła „prowincjonalne” w pejoratywnym tego przymiotnika znaczeniu. Zwłaszcza widoczne jest to w dziedzinie tzw. teatru rozrywkowego, bardzo potrzebnego i bardzo poszukiwanego Kulturą na miarę stolicy? AUGUST GRODZICKI te/ire* nia — mimo jej słabości — operetki. Świadczy ogromny sukces takich przedstawień, jak wspomnieniowe „Niech no tylko zakwitną jabłonie” czy patriotyczne „Dziś do ciebie przyjść nie mogę” — oba i doskonale trafiły w uczucia zapotrzebowania widzów. Poza tym gra się u nas i słusznie — śpiewogry Bogusławskiego i Schillera, ale nieiraz tak, że się od tego robi smutno. Z pewnością nie według rangi stolicy. Życie teatralne w stolicy to także imprezy specjalne, poza normalnym jego tokiem. Np. występy zespołów zagranicznych dość bogato reprezentowane, mniej lub bardziej atrakcyjne, ale zawsze interesujące dla ludzi żywiej wciągniętych w królestwo Melpomeny. W lecie można by pomyśleć o przedstawieniach na wolnym powietrzu. Teatr w Łazienkach zaczęto wykorzystywać, ale chyba jeszcze niewystarczająco. może by jakieś przedstawieA nie na Starym Mieście, na Rynku lub w Barbakanie? Są to nieśmiałe pro,pozycje, ale jednak... Z imprez o charakterze festiwalowym na uznanie zasługują Warszawskie Spotkania Teatralne. Teatry prowincjonalne mają satysfakcję, że przez swe najlepsze osiągnięcia okazały się godne wystąpienia w stolicy. Stolica jest zadowolona, że może osiągnięcia te zobaczyć u siebie. A że oglądając je, sama czasem poczuje się prowincją, to inna sprawa. Ale zdarzą się to tylko czasem. '