Trybuna Ludu, lipiec 1970 (XXII/181-211)

1970-07-19 / nr. 199

ft Z prasy światowej Amerykańscy uchodźcy w SCanadiso Krytyka programu „Äpoälo" W amerykańskim „Newsweek” Stewart A i sep relacjonuje wyniki swej wyprawy do Kanady dla zbadania problemu liciiodźców amerykańskich. „Od końięa 1969 r. ruch gra­niczny gwałtownie wzrósł. W szczytowym momencie, wywo­łanym wydarzeniami w Kam­bodży i na uniwersytecie Kent (strzały do studentów) liczba samych tylko Amery­kanów w wieku poborowym, napływających do Toronto przewyższała 1000 osób tygod­niowo. Amerykanin, pragnący u­­niknąć poboru lub zdezertero­wać z wojska, korzysta z sze­rokiej fachowej pomocy po obu stronach granicy. Np. w Toronto istnieją cztery orga­nizacje — trzy dla białych i jedna dla czarnych — które opiekują się nowo przybyłymi dekownikami i dezerterami (określenia te nie są tu uwa­żane za obelżywe). W organi­zacjach owych pracują młodzi Amerykanie. Pomagają oni świeżo przybyłemu chłopcu znaleźć nocleg oraz ubranie, a jeśli trzeba to i trochę pienię­dzy. Niosą one też pomoc w uzyskaniu statusu emigranc­­kiego, który umożliwia legal­ne podjęcie pracy. Ryzyko (związane z rzutem uciekinierów) jest prze­małe dzięki całemu konspira­b. cyjnemu łańcuchowi po ame­rykańskiej stronie granicy. Jeszcze rok temu większość przekraczających granicę sta­nowili uciekinierzy od pobo­ru. Obecnie liczba dezerterów jest dwukrotnie wyższa od o­­sób tamtej kategorii. Jedną z przyczyn jest stanowisko rzą­du kanadyjskiego, który od maja ub. roku zaprzestał czy­nić dezerterom jakiekolwiek trudności. Ważniejszym jed­nak powodem jest zmiana stanowiska „ruchu”, który kieruje technicznie całą tą o­­peracją: zachęca on obecnie do dezercji, ale — powodując się motywami politycznymi — przeciwny jest emigracji po­borowych. Na ostatniej „Ogólnokana­­dyjskiej Konferencji Bojow­ników Przeciwko Wojnie” Montrealu radykalny ich przy­w wódca Tom Hayden położył nacisk na to, że „walka toczy się w Ameryce”. Zadanie po­lega więc na podminowaniu amerykańskiego „imperializ­mu“ drogą masowego oporu przeciwko poborowi rekruta wewnątrz USA, z jednoczes­ną masową dezercją do Kana­dy tych, którzy są już w woj­sku Zanim przyjechałem do To­z ronto rozmawiałem w Buffalo pewnym inteligentnym młodzieńcem, który prowadzi tam „biuro porad dla pobo­rowych”, co znaczy — jak uni­kać poboru. Instruuje on po­nad 100 ludzi tygodniowo sposobach wykręcenia się od c wojska. Z każdych 100 „coś złego” jak powiedział, przy­trafia. się zaledwie dwóm lut trzem. Jako „coś złego” okre­śla on więzienie lub wojsko. Wydaje się, te dezercja na taką skalę nie istniała w A- meryce od czasu wojny domo­wej, a możliwe, że nawet od Valley Forge (czyli od r. 1777). O niedawnej publikacji trzech amerykańskich ekspertów kos­micznych pt. „Księżyc — pogoń za pieniędzmi i władzą” pisze, gę­sto cytując z ich książki, tygod­nik „Unsere Zeit” w Essen: „Przy realizacji programu „Apollo” kryteria naukowe nie grały żadnej roli, decydowały o nim względy polityczne — do takiego wniosku dochodzą trzej amerykańscy eksperci kosmiczni Young, Silcock i Dunn w świeżo opublikowa­nej książce. Szefem NASA został mr Webb, b. dyrektor w firmie milionera naftowego i senato­ra Kerra. Jednym z pierw­szych kroków było zlecenie, bez wiedzy komisji senackiej. największej części programu firmie North American Avia­tion, która ze swej strony 0- biecala senatorowi, że utwo­rzy nowe miejsca pracy w je­go Oklahomie. „Również sam senator Kerr nie może u- i skarżać się na brak wzajem­ności” Pożar, który kosztował ży­cie astronautów White’a, Gris­­soma i Chaffee, został częściowo spowodowany wa­dliwą koordynacją mię­dzy centralą dowodzenia w Houston, a wyrzutnią na Przylądku Kennedy’ego. Decy­dującym jednak czynnikiem — jak stwierdzał to tajny ra­port, którego senat w ogóle nie otrzymał — było to, że o mo­żliwości pożaru w ogóle nie pomyślano, nie przewidziano żadnych szans ratunku, roz­maite materiały nie ód powia­dały wymogom jakości, a w samym pojeździe' przewody e­­lektryczne, liczq.ce łącznie 20 kilometrów długości, ułożone zostały wadliwie i były źle i­­zolowane. Prawdziwe przy­czyny katastrofy zostały zatu­szowane, ponieważ trzeba było program kontynuować w po­śpiechu. W USA wiedziano, że Zwią­zek Radziecki koncentruje się głównie na utworzeniu stacji kosmicznych i że nie weźmie na siebie ryzyka bezpośrednie­go lądowania na Księżycu. Jednakże Kennedy i wojsko chcieli osiągnąć pozorny suk­ces prestiżowy w postaci po­jawienia się Amerykanów ja­ko pierwszych na Księżycu. „Panika i niepewność zaczęła się szerzyć (po okrążeniu Zie­mi przez Gagarina). W tej at­mosferze zapadła decyzja, aby podjąć lot na Księżyc”. Trzej Amerykanie szczegó­i łowo opowiadają o większych mniejszych niedokładnoś­ciach, brakach technicznych i awariach w czasie przygoto­wań do lotu. Ale NASA, aby zyskać na czasie, zrezygnowa­ła nawet z drugiego próbnego lotu pojazdu księżycowego. Zaplanowaną ilość 13 lotów bezzalogowych zmniejszone do dwóch, a i tak jeden 2 nich nie powiódł się" (kl) _____________________TRYBUNA LUDU ZAAMŁAZOW/miG w AZJI PŁh-WSCH, w ULSTEIUE Rys. ..The Guardian” — Londyn Kultura w icrafacii socjalistycznych TURNIEJE MUZYCZNE W RADZIECKIEJ IV Na początku 1568 r. centralny pro­gram radzieckiej telewizji rozpoczął nadawanie „Muzycznego Turnieju Miast”. Przez dwa i pół roku na ma­łym ekranie współzawodniczyły ze so­bą amatorskie zespoły muzyczna i ta­neczne oraz soliści. W bogatych pro­gramach znalazły się zarówno dawne utwory, jck i kompozycja współczesne, demonstrując nowe rodzaje twórczości muzycznej dzisiejszych artystów ludo­wych. Jssienią br, redakcja sztuki ludowej moskiewskiej Telewizji Centralnej zacz­nie nadawanie nowego turnieju mu­zycznego — zespołów amatorskich większych zakładów pracy i przedsię­z biorstw budowlanych. Turnieje te spotkały się i dużym zainteresowaniem twórców profesjonal­nych. Jak oświadczył na łamach „Praw­dy” przewodniczący jury konkursu, Aram Chaczaturian, „w czasie takich spotkań z twórczością ludową można nie tylko pomóc wykonawcom, ale i wieie nauczyć się samemu” ZAGRANICA KUPUJE PIOSENKI Z NRD W.ale popularnych przebojów z NRD wzbudziło zainteresowaie zagranicz­nych wydawców. Tak np. wydawnictwo Bospel Music NV w Amsterdamie za­kupiło 5 piosenek do upowszechnienia we Francji i krajach Beneluksu. Mo­nachijskie wydawnictwo ,,Edition Mo­dern” uzyskało prawo do reproduko­wania dwóch innych przebojów w Au­strii, Szwajcarii, NRF i Berlinie Za­chodnim. Firma „Norway Music” Oslo zawarła zaś umowę na wydanie z piosenki „Cytrynowy księżyc” w Austrii, Szwajcarii, krajach Beneluksu, NRF i Berlinie Zachodnim. KONKURS RECYTATORSKI DLA SŁOWACKICH DZIECI W orawskim miasteczku Dolni K- bin, w którym przez wiele lat tworzył wybitny słowacki poeta Pavel Orszag- Kvozdoslav odbędzie się we wrześniu kolejny konkurs recytatorski. Uczestni­kami konkursu są dzieci, c dorośli bio­rą w nim udział tylko na prawach go­ć<»S Zgodnie z tradycją, konkurs poprze­dzać będą liczne międzypowictowe przeglądy recytatorskie. Wyłonią one około 20 kandydatów, którzy wystąpią następnie na dwóch imprezach fina­łowych w Dolnym Kubinie. Konkurs stwarza poza tym okazję dc wielu dodatkowych imprez kultural­nych. Do miasteczka przybędą poeci, pisarze i nauczyciele z całej Słowacji. Krytycy teatralni i aktorzy zawodowi spotkają się z młodzieżą na wieczo­rach dyskusyjnych. Zorganizowane bę­dą też spotkania z czołowymi uczest­nikami turnieju, w trakcie których dy­skutowane będą problemy dotyczące sztuki mówienia i literatury w ogóle. (kl) „Varimex” proponuje: Polska aparatura filmowa m wystaWie w Sofii SOFIA (PAP). Aparatura filmo­wa, kserografy, rzutniki, obiekty­wy do projektorów filmowych — oto tylko najważniejsze, pozycje które bułgarskim importerom o­­feruje „Varimex” na otwartej 17 bm. w Sofii wystawie sprzętu i u­­rządzeń kinotechnicznych oraz kserograficznych, wyprodukowa­nych w Łódzkich Zakładach Kino­technicznych. Otwarcia wystawy, w obecności licznych przedstawicieli zaintere­sowanych zakupem sprzętu ekspo­nowanego przez „Varimex” doko­nał attache handlowy polskiej ambasady w Sofii Józef Jędrusik, I FILM ' RYTYCY włoscy zgło- K sili wiele pretensji da - PAD” -filmu „PIĘKNY LISTO­który nakręcił (1988) znany włoski reżyser Maiiro Bolognini na podstawie powie­ści ErcoJego Patti, uznali bo­wiem, że powieść jest lepsza, bardziej nowoczesna niż film, który nosi na sobie piętno ki­na z lat pięćdziesiątych. U nas powieść Pattiego nie jest zna­na, więc „Piękny listopad” możemy oceniać bez tych ob­r i a 7.'-*?*>._ a rodzina . sycylijska, żyjąca w imkniętym świecie zbytku alucly. ciemnych interesów, po­­azowej rrn wiecej pobożności i skrytego, wybujałego erotyz­mu. Na tym tle odbywa sie >rsowna edukacja sentymentalna '-letniego młodzieńca, który ikochał sie na zabój w płochej, niuansowej ciotce. Piękna pani Bolognini jest bardzo dobrym reżyserem jego najnowszy film spotkał się w Cannes 1970 z du­żym uznaniem. Reżyser, pracują­cy systematycznie i bez przesto­jów, nie tworzy samych ambi­­tnycn filmów. I , .Piękny listo­pad'’ do wybitnych filmów nie należy. Ale znać w nim dobrą szkołę włoskiego realizmu, choć skażoną akcją z życia wyższych sfer towarzyskich, potraktowa­nych trochę konwencjonalnie w duchu pewnych filmów Vis­contiego czy samego Bologninie­­gr loct fn 7afpm nrvfitokratvcz­r<ZJrf<nt:kz;o prowokuje rmocmenca w sy­pialni i w łazience, i dobro­tliwie się z nim przesypia, co chłopca wprawia w stan takiej euforii, że w listopadzie kąpie się w morzu ryzykując zapalenie płuc, a potem zgłasza za zdrosne pretensje o wyłącz­ność.. co ciotka, zamężna i ma­jąca kochanka, odpiera z gniew­nym zdumieniem. Dochodzi do scon gorszących, ale ostatecznie wszystko sie układa pomyśl­nie: chłopiec żeni. sie z prze­­znaczona mu panną a ciotka pe­wnie czasem rozerwie nudzące, go sie młodego żonkosia. Film jest doskonale zagrany i to zarówno w epizodycznych (GABRIELE FERZETTI i in), jak w głównvch rolach. Ciotka Cetti­­ną jest GINĄ LOLLOBRIGIDA, na której — inaczej niż na Sophii Loren — nie znać wpływu lat: jest nadal ponętna młoda, smukła, zwinna. Młodocianego Ni­no, zagrał Ifi-letni PAULO TUR­­CO. Sądzę, że film włoski zna­lazł w nim nowego amanta: chło­pak zagrał po aktorsku dojrzale, a z przekonywającą siłą młodO­Kni Piękny, luksusowy, sycylij­ski (przy czym bez mafii) li­stopad jest powieloną piękno­ścią, znaną nam z filmów 2 lat dawniejszych. Jest to film wtórny. Ale swoją publiczność ma. Co nie znaczy, by nale­żało przekreślić zastrzeżenia, zapomnieć o wątpliwościach. Do scen dwuznacznych mo­ralnie. skąpanych w per­­wersjach, a pławiących się w luksusie — owszem, potę­pianych, ale w jakże ponęt­nych przedstawianych bar­wach! — należy podchodzić o­­strożnie i bez złudzeń. Nawet sławny „Zmierzch bogów” Viscontiego ma w sobie coś śliskiego, obmierzłego. „Pięk­ny listopad” jest oczywiście inny, opływowy, rozrywkowy; ale wątpliwości pozostają. IEPRZYJEMNY i ralnie dwuznaczny, mo­je­dnakże wart obejrzenia i nawet snucia paru refleksji naturv właśnie moralnej, jest film Jacka Smighta „RUCHO­MY CEL” (prod. 1968), na fali powrotu powodzenia filmów gangsterskich w tonacji czar­nej nakręcony, czyż musze do­dawać, że film produkcji amerykańskiej? Jest to jak­by film z czarnej literatury kryminalno-sensacyjnej jak ją znamy z utworów Hamneta czy Chandlers. W tym wy­padku chodziło o ekranizacje powieści Rossa Macdonalda, To zresztą szczegół dość obo­jętny. owe amerykańskie po­wieści czarnokryminalne są w swoim stylu i wzorach tak podobne do siebie!! Fabuły natomiast miewają różne, zdumiewająco pomysłowe, sensa­cyjne. opowiadane sprawnie tak w swe) wersji książkowej Jak ki­nowej. Do fabuły „Ruchomego celu” nie iroblę oczywiście na­wet aluzji, daliby mi bobu ama­torzy silnych wrażeń, gdybym wzmiankował kto. co 1 Jak. Nie powiem nic o treści — wielce sensacyjnej, skomplikowanej, dramatycznej — „Ruchomego ce­lu”, mogę jednak zwrócić uwagę na pewien moment zasadniczy. W „Ruchomym celu” nie ma postaci pozytywnych. Obraz za­ludniają degeneraci, z zamierze­nia i z fachu mordercy, prze­stępcy i kandydaci na przestęp-ców. Ścigające Ich organa władzy są skorumpowane i nieudolne. Prywatny detektyw, pracujący dla zarobku jest osobnikiem skrachowanym podobnie jak je­go przyjaciele. Czy tym wciąż biorącym cięgi po łbie detekty­wem kierują jakieś normy mo­ralne? Finał zdawałby się o tym świadczyć, ale finał jest najmniej poświadczoną psychologicznie scena filmu. Świat, który pokazuje „Ru­chomy cel” — świat wielkich pieniędzy, wielkich a bru­dnych interesów — jest świa­tem zdeprawowanym, nik­czemnym i zasługuje na zagła­dę. To nie ja mówię — zwróćcie łaskawie uwagę to mówią, piszą i pokazują sa­— mi amerykańscy autorzy. Ak­cja „Ruchomego celu” dzieje się wśród cudownego, aż nie­rzeczywistego w swoim wy­stawowym pięknie, pejzażu kalifornijskiego, po części w strefie „Bel Air". A ta na­zwa to wyzwanie i zarazem ostry dzwonek alarmowy. Grają w tym filmie doskonali aktorzy — m. in. PAUL NEW­MAN, ARTHUR HILL, ROBERT WAGNER, ROBERT WEBBER, SHELLEY WINTERS, LEUREN BACALL, JULIE HARRIS — i grają dobrze, nie ma w fil­mie miejsc pustych fabularnie, aktorsko, montażowo. Niby wszystko Jest na najlepszym, pa­tentowanym, hollywoodzkim po­ziomie. A przecież czegoś brak. Przy całej Jego perfekcji czegoś przecież „Ruchomemu celowi” nie dostaje. Pomyślmy nad tym. Film jest przemyślany i pod tym względem Smight i lego ekipa dali produkt pełnowartościowy. Ale film Jest również sztuką. Bardzo dobremu filmowi , Ruchomy cel” brak tego czegoś, co precyzyjny produkt fabryczny odróżnia od niepowtarzalnego dzieła rąk rze­­mieślnika-artysty. K ŁOPOTY polskiej kine­matografii z filmami sensacyjnymi a zwła­szcza z „klasycznymi” fil­mami kryminalnymi są po­dobne do kłopotów kinema­tografii węgierskiej, tak by przynajmniej należało sądzić z obrazu o szumnym tytule „PROFESOR ZBRODNI” (Ma­­film 1969). Wątpliwości, za­strzeżenia krytyka dotyczą wielu elementów tego filmu: stosunku do postulowanego re­alizmu tła, do psychologii wy­stępujących osób. do kon­strukcji fabuły, do formy utworu (tempo akcji, gra aktorów). Rozpatrując te składniki w porównaniu do zamierzonych realiów „Profe­sora zbrodni”, dochodzimy do niewesołego, chociaż bynaj­mniej nie nacechowanego re­zygnacją, wniosku, że trzeba nam się jeszcze sporo w zakre­sie robienia filmów sensa­­cyjno-kryminalnych nauczyć, ale że nie są to zadania, prze­kraczające nasze — czy, jak w tym wypadku, węgierskie — siły i możliwości. Trzeba jednak znaleźć środki i sposoby przyłożenia schematów kryminalistyki filmowej do prawdziwych sytuacji w socjali­stycznym państwie. W „Profeso­rze zbrodni” ten zasadniczy wa­runek nie zostai dopełniony, rzecz obraca się wokół milionera z NRF, corocznego gościa w Bu­dapeszcie, któremu brzydki gang miejscowy porwał dziecię niewin­ne. Co ten Niemiec z milionami robi corocznie w WRL o to się autor scenariusza, DEZSÖ RAD­­VANYI mało troszczy. Wprowa­dza natomiast nowy motyw zbrodni (nie na porwanym ale ocalonym dziecku), a mianowicie Jakby z Joe Alexa rodem połów cennej rzeźby, o której autorstwo podejrzewany był Wit Stwosz. Ja­kaś rzeźba późnośredniowieczna, jakaś unikalna bransoleta rene­sansowa w rękach prywatnych... ee, zaczynamy na kochany Bu­dapeszt — sfotografowany ładnie i. w zimowej, śnieżnej scenerii przez OTTONA FORGATSA — spozierać podejrzliwie jak na miasto-atrapę w stylu małego Chicago. I od tego momentu drażnią nas stereotypy w zacho­waniu się różnych postaci kry­minału, zarówno ze strony władz i śledczych jak sfer przestępczych; ze smutkiem stwierdzamy tempo szwankuje, a sceny w ro­iż dzaju likwidacji wielkomiejskich spelunek przez dzielną milicje o milę trącą sztampą i nieprawdą. W kryminałach z naszego świata trzeba postarać sią o inne moty. wy, inne tło, a także Inaczej pro­wadzić śledztwo niż w krymina­łach importowanych z USA. Kto sobie tego dokładnie nie uświada­mia, przegra Jak reżyser MIHA­­LY S'ZEMES. Grają znani nam z lepszych filmów, dobrzy aktorzy jak IMRE SINKOVITS, MIKLOS SZA. KATA, EDIT DOM JAN mówiący niewyraźnie głosami polskich ko­legów i koleżanek: film jest bo­wiem zdubbingowany. Sledztwc prowadzi bliski nasz znajomy ZOLTAN LATINOVITS, tym ra­zem w baraniej czapie (wiatr mróz) i odzywając się głoseir ZDZISŁAWA SALABURSKIEGO, JASZCZ N Wątpliwości 1 Rozgrywki o Puciiar Intertoto Zagłębie Sosnowiec — Olimpiaue Marsylia 3:2 W kolejnym meczu o, Puchar In­tertoto Zagłębie Sosnowiec wy­grało z Olympique Marsylia 3:2 (0:1). Bramki dla zwycięzców zdo­byli: Gałeczka w 74 min i 84 min. oraz Jarosik (78 min.) z rzutu kar­nego, a dla Francuzów: Donnat w 41 min. i Fiavo w 83 min. Zagłębie odniosło ciężko wywal­czone, aczkolwiek zasłużone zwy­cięstwo nad czołowym zespołem Francji. Gra toczyła się w anor­malnych warunkach, w strugach ulewnego deszczu. Piłkarze oby­dwu drużyn grał? jednak z wielką ambicją i ofiarnością mając do­datkowego przeciwnika w porywi­stym wietrze Polonia Bytom Rot Weiss Essen 3:2 Piłkarze Polonii Bytom poko­nali na własnym boisku Rot Weiss Essen 3:2 (2:1). Bramki dla zwy­cięzców zdobyli Musiał. Radecki i Czarnota, a dla gości Mors i Linnens. Mimo niesprzyjających warun­ków mecz był ciekawy i na do­brym poziomie. Polonia, choć wystąpiła bez Winklera i Anczo­­ka, zaprezentowała się o wiele lepiej niż w poprzednich spotka­niach. Grała przede wszystkim o wiele skuteczniej i bardziej bo­jowo. Dos Utrecht — Wisła Kraków 1:0 Piłkarze krakowskiej Wisły przegrali w meczu w Utrechcie z miejscowym zespołem DOS — 0:1 (0:1). Zwycięską bramkę dla drużyny holenderskiej zdobył w 12 min. Groenedijk. n i Chi Cheng wyrównała rekord świata na 100 m Doskonała sprinterka z Tał­­wanu — Chi Cheng wyrówna­ła w sobotę rekord świata na 100 m, uzyskując rezultat 11,0. Chi Cheng uzyskała ten wynik na tartanowej bieżni stadionu w Maria-Enzersdorf (przed­mieście Wiednia). Podfczas biegu wiał pomyślny dla sprinterek wiatr o szybkości 1,9 m/sek. a więc w granicach dozwolo­nych przepisami. Rekord świa­ta na tym dystansie należy do Amerykanki Wyomii Tyus i zo­stał ustanowiony podczas Olim­piady w Meksyku. Był on już wyrównany przez inną sprin­­terkę amerykańską Margaret Bailes. Chi Cheng jest aktualnie re­­kordzistką świata na 200 m, 100 y i 2C0 y oraz współrekor­­dzistką świata na 100 m ppł. 1 100 m. (PAP) NIEDZIELA, 19 LIPCA 1970 It. — NE 199 Przedstawiamy piłkarskiego beniaminka Utrzymanie sie w ekstraklasie ambicją Stali Mielec W zbliżającym się sezonie ligowym na boiskach ekstraklasy oglądać bę­dziemy dwóch niedawnych II- ligowców; piłkarzy ROW Ryb­nik i Stali Mielec. Dziś sym­patykom piłki nożnej chcemy przedstawić bliżej zespół mie­lecki, Stal Mielec nie jest nowicju­szem w I lidze. Klub był już re­prezentowany w ekstraklasie w latach 1961 (12 miejsce) i 1962 (13 miejsce — spadek). Drużyna Mielca po raz pierwszy wypłynę­z ła na szersze wody w roku 1956, kiedy to wywalc .yła awans do I] ligi, a następnie zajęła wśród II- ligowców 11 lokatę. W latach IQS'i —1959 piłkarze Stali wywalczył: kolejno, drugie, trzecie i szóste miejsce (w grupie południowej), zaś w 196o — awans do ekstrakla­sy. W sezonie 1962/63 grali znów w Ii lidze. Oto ich kolejne loka­ty: 1962/63 — 10, 1963/64 — 12, 1964/65 — 8, 1965/66 — 7, 1966/67 — 14 (spa­dek do III ligi). Od tego momentu datuje się właśnie burzliwy rozwój mielec­kiego klubu. Spadek do III ligi zmobilizował grono działaczy. Do­konano reorganizacji sekcji, zmie­niono metody szkoleniowe. Prze­de wszystkim postawiono na mło­dzież. Na rezultaty nie trzeba by­ło długo czekać Już w sezonie 1968/69 Stal wywalczyła awąns do II ligi, a w rozgrywkach 1969/70 T W minionym sezonie piłkarze Stali byli niewątpliwie największą rewelacją II ligi. O ile świetna postawa ROW Rybnik, który spadł z ekstraklasy, nikogo nie dziwiła, to rezultaty zespołu Mielca budziły powszechne zasko­z czenie. Niedawny III-ligowiec sprawiał niespodziankę za nieispo­­dzianką. 16 zwycięstw, 11 remisów i tylko trzy porażki w 30 poje­dynkach — te rezultaty mówią same za siebie. Na boisku w Miel­cu piłkarze Stali nie przegrali ani jednego spotkania (!). Drużyna oparta jest na włas­nych wychowankach. Klub pro­wadzi systematyczną pracę szkole­niową z młodzieżą. Wymownym świadectwem skuteczności tej pracy są rezultaty zespołu junio­rów, który w 1964 wywalczył wi­cemistrzostwo Polski, zaś w la­tach 1967—69 zdobył trzykrotnie trzecie miejsce. W szkółce piłkars­kiej ćwiczy aż 250 chłopców. Nad rozwojem ich talentów czuwa siedmiu trenerów i instruktorów. Trenerem pierwszej drużyny jest mgr Andrzej Gajewski, ab­solwent AWF, wieloletni zawod­nik warszawskiej Polonii, a nas­tępnie Zagłębia Wałbrzych. Oto zawodnicy, których pod­czas ligowych pojedynków zbli­żającego się sezonu będziemy oglądać najczęściej: bramkarz — Zygmunt Kukla (lat 22); obrońcy — Eryk Hansel (29), Marian Kosiński (25), Stanis­ław Paluch (24), Tadeusz Płaneta (28), Ryszard Rachwał (31); pomoc­nicy i napastnicy — Włodzimierz Gąsior (22) Henryk Kasperczyk (24), Marian Kasprzyk (26), Ma­rian Karaś (19), Paweł Koczot (21), Grzegorz Lato (20), Edward Maleń­ki (24), Ryszard Sekulski (21), Sta­nisław Stój (26). Nowym nabytkiem wśród wyżej wymienionych jest Marian Kasp­rzyk dawny zawodnik wałbrzys­kiego Zagłębia, który w okresie swej najlepszej formy był ongiś królem strzelców II ligi. Swoje ligowe występy Stal roz­pocznie w dniu 9 sierpnia meczem z krakowską Wisłą, który zosta­nie rozegrany w Mielcu. Na temat planów i szans zespo­łu w związku z awansem do eks­traklasy, jego najsłabszych i naj­mocniejszych stron mówi wicenre­­zes klubu, Edward Kazimierski. — Na sukcesy nie liczymy. Zda­jemy sobie doskonale sprawę, że ekstraklasa to nie II liga i nie raz będziemy musieli opuścić bo­isko pokonani. Ale awansowaliśm* przecież nie po to, aby zdobyć doświadczenie i wrócić do II li­gi. Będziemy ambitnie walczyć i wierzymy, że potrafimy wyjść z tej walki obronną ręką. krótko mówiąc nasze zadanie — utrzymać się w lidze. Wydaje się, że mamy realne szanse, aby zadanie to wy­konać. Świadczą o tym choćby pucharowe mecze z Ruchem Cho­rzów w ćwierćfinale Pucharu Polski. Przypomnę, że aktualny wicemistrz Polski z najwyższym trudem zapewnił sobie awans do półfinału. W p erwszym meczu, w Mielcu wygraliśmy 4:3, prowa­dząc do przerwy aż 3:0. Rewanż w Chorzowie przyniósł zwycięst­wo Ruchowi w nikłym stosunku 1:0. Gdyby nasi zawodnicy mieli nieco więcej doświadczenia, kto wie jaki byłby ostateczny rezul­tat. — Uważam, że najmocniejszą formacją zespołu jest atak, który składa się z młodych, utalento­wanych piłkarzy. Nieco słabsza jest obrona. Nosimy się z zamia­rem wzmocnienia tej linii. — Nasze największe zmartwie­nie — to zbyt skromny jak na obecne potrzeby stadion, którego trybuny mieszczą zaledwie około 12 tysięcy widzów (w tym tylko 8 tys. miejsc siedzących). Tym­czasem zapotrzebowanie na bilety już na niektórych spotkaniach II ligi było znacznie większe. ,.Mia­­stoprojekt” Rzeszów zakończył już pełną dokumentacje przebudo­wy stadionu. Na razie jednak ter­min rozpoczęcia pierwszych prac jest jeszcze odległy, a sezon już niebawem się rozpoczyna. Mamy nadzieję, że władze miejskie i sportowe przyjdą nam z pomocą. (ab) Rajd Polski Pierwszy etap Rajdu Polski u­­kończyło 31 samochodów spośród 94 startujących w rajdzie. Do dal­szej jazdy zakwalifikowano 27. po­zostałe 4 wyeliminowano z po­wodu przekroczenia limitu czasu. Po pierwszym etapie prowadzi Francuz Andruet z pilotką Mi­chele Veron (Renault Alpine) 5792,46 pkt. przed Sobiesławem Zasadą i jego małżonką Ewą Porsche 911S) — 5819,79 pkt. Na trzeciej pozycji znajduje się Szwed Sundberg (Lancia Fulvia Rallye HF) — 6318.46, czwarty jest Belg Staepelare (Ford Cortina) — 6440,53 pkt., a piąty Czechosłowak Kec (Renault-Gordini) — 7081,24 pkt. (PAP) Turniej na Torwarze Polacy błyszczą tylko w pierwszym secie W hali warszawskiego Torwaru, w pierwszym meczu drugiego dnia międzynarodowego turnieju w piłce siatkowej mężczyzn spot­kały się drużyny ZSRR i Polski (juniorów). Jak było do przewi­dzenia nasi juniorzy po porażce z pierwszą reprezentacją Polski przegrali swój drugi mecz z dru­żyną ZSRR 0:3 (6:15, Spotkanie nie stało na 6:15, 13:15). najwyż­szym poziomie. Zespół radziecki podobnie, jak pierwsza reprezen­tacja Polski przystąpił do tego pojedynku w rezerwowym zesta­wieniu. Nasi juniorzy i w tym meczu nie zachwycili. Z dużym zainteresowaniem wszyscy oczekiwali na występ naszej pierwszej reprezentacji. Do meczu z Rumunią polska druży­na przystąpiła ze swymi asami atutowymi: Ambroziakiem i Skor­kiem. Spotkanie to zakończyło sie zdecydowanym żwycięstwem Polaków 3:0 (15:3, 15:11, 15:8). Mecz rozpoczął się przy żywiołowym dopingu licznej młodzieży. Polacy grali poprawnie. Dobrze blokowa­li, obronili wiele mocno bitych przez Rumunów piłek. Goście by­li zdezorientowani, W drugim secie nasza repre­zentacja od początku objęła pro­wadzenie spychając Rumunów do głębokiej defensywy. Pomysłowe rozgrywanie piłki uniemożliwiało gościom prawidłowy blok. Momentami zespół nasz miał jednak okresy słabszej gry i wów­czas Rumuni zdobywali więk­szość punktów. Jednak w koń­cówce seta Polacy wnet się zmo­bilizowali i wygrali 15:11. Po dwóch Dierwszych przegra­nych setach w trzecim Rumuni się nieco otrząsnęli, natomiast nasz zespół nie przedstawiał już takiej dynamiki i siły uderzeniowej jak na początku. Nasi reprezentanci grali zbyt statycznie, blok był już nieco słabszy, co pozwoliło Rumunom na prowadzenie bar­dziej wyrównanej gry. Mimo słab­szej gry Polacy zdołali odnieść w tym secie zwycięstwo 15:8 i wygrać do zera cały mecz. Obserwatorowi pierwszego wy­stępu naszej reprezentacji w peł­nym składzie nasuwa się pytanie co jest powodem, że nasi repre­zentanci po bardzo dobrym pierw­szym secie w następnych grają dużo słabiej. Wydaje się. że tre­ner i zawodnicy powinni zwrócić uwagę na ten niepokojący objaw. Trudno przecież podejrzewać, że zespół nasz po wykazaniu swych możliwości w pierwszym secie w pozostałych lekceważy przeciwni­ka. W trzecim meczu wieczoru Wę­gry pokonały CSRS 3:0 (15:3, 15:9, 15:12). (s) Zygmunt Hamrsik szosowym mistrzem Pobici Po raz pierwszy w roku bieżą­cym na starcie zameldowali się wszyscy najlepsi szosowcy. Za­brakło tylko Górskiego, który przebywa na obserwacji w szpi­talu w Warszawie oraz Gawlicz­ka. Ną liście startowej figuro­wali wszyscy reprezentanci XXIII Wyścigu Pokoju, młodzi boha­terowie Vi BWP, bohater wy­ścigu dookoła Jugosławii Hen­ryk Woźniak oraz wszyscy kan­dydaci do startu w najważniej­szej imprezie roku — mistrzostw świata. Łącznie na starci« zgło­siło się 245 zawodników z 78 klu­bów. Trasa tegorocznych mi­strzostw była bardzo atrakcyjna, przebiegała przez Szwajcarie Ka­szubską, kręta i falista. Ponadto od początku wiał bardzo pory­wisty wiatr i padał deszcz. Za­raz Po starcie zasadnicza grupa podzieliła się na kilka mniejszych. Mimo trudnych warunków atmo­sferycznych i dużej ilości star­tujących nie było w wyścigu kraks i tylko defekty opon lub rowerów eliminowały niektórych kolarzy z walki o zaszczytny ty­tuł. Wśród pechowców znaleźli się m. in. Demel. Magiera, Stec, Kegel i Matusiak. Jednak Matu­­siak po defekcie potrafił odro­bić stratę podczas gdy inni nie­stety już nie zdołali nawiązać walki. Wyścig ukształtował się w zasadzie na 50 km do mety, kiedy to po wielu trudach utwo­rzyła się 13-osobowa czołówka, w której jechali: Bławdzin. Woź­niak. Polewiak. Labocha, Haniu­­sik. Kluj, Lis, Szurkowski, Krze­­szowiec. Czechowski, Bochnia, Matusiak. St. Gazda i Stec. Czo­łowa trzynastka pracując solidar­­nie zwiększała przewagę nad po­ścigową grupą, w którei jechało 22 zawodników. Już na ulicach Gdańska najodważniejszy okazał się młody Lis, który na 5 km przed meta samotnie uciekł star­szym kolegom i prowadził wy­ścig przez około 2 km. Do Lisa doskoczyli jeszcze Labocha. Kluj i Hanusik i oni rozstrzygnęli między sobą walkę o tytuł. Na bieżni stadionu Lechii w Gdańsku najszybszy okazał się Zygmum Hanusik, który mimo że od daw­na słynie z umiejętności sprin­­terskich, po raz pierwszy zdobył tytuł mistrza Polski. Oceniają« start kandydatów do mistrzostw świata należy po­chwalić z młodej generacji Lisa, Szozdę i Klują, ze starszych Ha­­nusika, Krzeszowca. Szurkow­skiego i Czechowskiego. Słabiej wypadli Stec. Magiera. Kaczma­rek i Stachura, A oto wyniki: 1. Hanusik (Górnik Lędziny) 4.29.02. 2. Kluj (Lech Poznań ten sam czas, 3. Lis (Ruch Ra­dzionków) — ten sam czais, 4. La­­bocha (LZS Gryf Szczecin) ■— ten sarn czas. 5. Szurkowski (Dol­­mel Wroclaw! — 4.29.21 (wal) Świetny bieg na 10 km Na Igrzyskach Wspólnoty Bry­tyjskiej w Edynburgu odbyły się w sobotę pierwsze finały konku­rencji lekkoatletycznych. Ich oz­dobą był bieg na 10 tys. m, w którym po bardzo interesującej walce na finiszu uzyskano znako­mite rezultaty. Zwyciężył nieo­czekiwanie Stewart (Szkocja) w czasie 28.11,8 przed Ronem Clarke (Australia) — 28.13,6. Brązowy me­dal zdobył Anglik Taylor — 28.15.4. Stewart wyprzedził Clar­­ke’a dopiero na ostatnich 100 m. (PAP) G ROMADA Brzoza Królewska, w powiecie Leżajsk, posiada dwa przedmioty dumy — brzozy, które jak mówią, zasadził przed wie­kami król Władysław Jagiełło, na pa­miątkę pobytu w tej gromadzie oraz piękny stadion sportowy zbudowany w czynie społecznym. Ten czyn przy­niósł brzozowianom pierwsze miejsce w kraju w konkursie pod hasłem: „boisko w każdej wsi”. Kiedy szedłem polną drogą pośród wiejskich chałup, okolonych opłotka­mi pełnych kwiecia ogródków, nie wy­obrażałem sobie, że spotkam pięknie urządzony stadion. Swoim tak •- stetycznym wyglądem, starannym u­­trzymaniem, przypomina raczej stadion wielkomiejski. Nad brzegiem rzeczki Tatarkówki, na pasie długości ponad pół kilometra I szerokości 120 m, ciąg­ną się boiska sportowe. Najwspania­lej prezentuje się boisko główne płytą do piłki nożnej, obsiane równo z trawą, okolone betonowymi trybuna­mi. Jest tu pawilon sportowy, a w nim świetlica, szatnie, magazyny na sprzęt, urządzenia sanitarne. Efek­townie wygląda amfiteatr, usytuowany na wprost wejścia, którego dach konstrukcji stalowej osadzony jest na z ośmiu słupach z białej cegły. Cały teren ogrodzony jest siatką, a wokół zasadzono ponad 500 drzew różnego gatunku. Obiekt jest zradiofo­­nizowany I w najbliższej przyszłości otrzyma oświetlenie. Ale gospodarze nie poprzestali na tym jednym stadionie. Nadaj trwają prace — wysoko zaawansowano - przy budowie dalszych boisk do gier małych — siatkówki, koszykówki do lekkiej atletyki. Obok, w stadium bu­dowy jest basen pływacki z wodą wy­mienną, która będzie pobierana z po­bliskiego źródła. W jednym końcu stadionu, na wydzielonym terenie, znajduje się ogródek jordanowski dla dzieci, których rodzice zajęci są przy pracach polowych. Całość zbudowana Jest rękami miejscowych stolarzy, cieśli, murarzy, kowali* speców od elektryki, ślusarki Itp. Ludzi chętnych do pracy nigdy nio brakowało. Kiedy trzeba było np. umieścić na słupach ciężkie, żelbzne konstrukcje dachu, a sprowadzony iu­­raw z powodu małego zasięgu dźwi­gu nie mógł tego wykonać, zebrało się ze wsi ponad 150 mężczyzn i na żerdziach, własnymi siłami, udźwignę­li wszystkie elementy i osadzili na 4-metrowych słupach, INICJATOREM budowy stadionu jest Jan Kazak, przewodniczący miejscowego koła LZS, znany Je­szcze z okresu przedwojennego dzia­łacz ludowy, górkami I głębokimi Jarami, zaroś­nięty dzikimi krzewami. Pracę zaczęto od uregulowania rzeczki, dla której wyżłobiono now« koryto, usypano wał ochronny, wysoki na półtora metra, długości około ki­lometra, zakładając w wielu miejscach betonowe osłony. Najcięższa byłe praca przy wyrównywaniu terenu. Miej­scowe kółko rolnicze przydzieliło spy­chacz i ciągniki. Ziemię wożono odległości ponad 3 km. Pomogli rów­z nież robotnicy zajęci przy budowie huty w Leżajsku, którzy ziemię z wy­kopów przywozili na tutejszy teren, Pracowali niemal wszyscy, starzy I Sport w gromadzie Efekty społecznego wysiłku — Kiedy »prawą budowy stadionu postawiłem na zebraniu Gromadzkiej Rady Narodowej — mówi przewodni­czący LZS — nie od razu mój projekt znalazł poparcie. Było wielu oponen­tów. Ale projekt Kozaka poparł prze­wodniczący GRN Józef Jóiko, jego brat, Franciszek Jóźko, a potem inni: Antoni I Józef Grabarzowie, Wojciech Cudak, Ludwik Zygmunt. Na teren pod przyszły stadion, obrano nieu­żytki nad rzeczką Tatarkówką, która zygzakiem przebiegała przez środek wsi, zalewając często okoliczne pola. Cały teren pokryty był wysokimi pa­młodzl, a największy wkład wnieśli uczniowie miejsoowej szkoły I członko­wie koła LZS. Pierwszy efekt osiągnięto w ubieg­­łym roku. Na pytanie - ile to koszto­wało? — nikt z mieszkańców nie chce o tym mówić. — Albo my wiemy? — odpowiadali - budowaliśmy dla siebie, to kto tam będzie zliczał. Ale komisja, która w ramach konkursu — . Boisko w każdej wsi” przyjechała obliczać, ustaliła, że wysiłek ten wart był ponad 2,5 milio­na złotych. Okazało się, że dało to pierwsze miejsce w skali ogólnokrajo­we!« Deszcz uniemożliwił rozegranie zawodów w Kaliszu Kolarze torowi czterech kra3 jów (CSRS, NRD, Włochy i Pol­ska) opuścili w sobotnie dodo­­łudnie Łódź przy stale padaiaevm deszczu, udaiac sie do Kalisza, gdzie według informacji telefo­­nieznveh była dobra pogoda. Ale iak pech to pech. Ledwie na goH dzine przed przyjazdem zawod­ników do Kalisza rozpadało sie i tu.: O zawodach nie mogło wiec bvć mowv. mimo naprawdę du­żego zainteresowania publicznoś­ci która bez przerwy telefonom wała na stadion zaovtuiac. czy zawody odbędą sie. W tej nieorzvlemnei sytuacji (trzeba podkreślić, że polscy ko­larze od tygodnia nie mieli łącz­ności z torem, bo przebywali o­­statnio na badaniach lekarskich w Warszawie), żałować trzeba, że zawody nie doszły do skutku. Jest jeszcze ostatnia nadzieja (Włosi mają opuścić Kalisz o go­dzinie 3 rano z soboty na nie­dziele. a kolarze NRD dwie go­dziny później), że w razie popra­wy warunków atmosferycznych odbędzie sie w niedziele przed południem w Kaliszu spotkania dwu bardzo mocnych reorezen-ł tacii CSRS — Polska. Prawdopodobnie jednak zawo­dy nie dojdą do skutku, a iuż w poniedziałek trener kadry olim­pijskiej Stefan Borucz ma roz­począć ostatnie już zgrupowanie w Szczecinie pized mistrzostwa­mi świata w Anglii. Warto wo­bec tego odpowiedzieć na pyta­nie. kogo trener wytypuje na wspomniane wyżej zgrupowanie. — Zabieram do Szczecina 12 zawodników, którzy mieli brać udział w czwórmeczu. Są to: J. Kierzkowski, J. Kotłiński. A, Bek. J. Głowacki. P. Kaczorow­ski. M. Nowicki. B. Kreczyński, R. Zieliński S. Rubin. B. LenJ kiewicz. B. Godras i A. Kraw­czyk. Z tej dwunastki poiedzie na mistrzostwa świata 7 lub 8, Sprawa niedoszłego czwórmeczu w Łodzi i Kaliszu ogromnie skomplikowała sprawę. Chodziło m in. o wyłonienie nowego ze­stawu drużyny na 4 tvs. m. W tej sytuacji na zgrupowaniu w Szczecinie beda przeprowadzono starty kontrolne. Do druzvnv kandyduje w aktualnej sytuacji..^ 8 kolarzy. Ostateczny skład na mistrzo-* stwa świata w Leicester bedzis ustalony dopiero 31 lipca po pu­charze PKOl w Szczecinie, gdzie zawody beda obejmowały pro­gram olimpijski. (zw) Ta ocena podziałała na gromadę mobilizująco. Mają już tam piany dal_ szego zagospodarowania terenu. Pow­staną tu pola na domki campingowe, wydzieli się miejsce na parking słowem ma powstać duży obiekt wy­— poczynku. Zresztą już w tej chwili za­rząd PZGS w Leżajsku prosi dzielenie terenu na postawienie o wy. kil­ku domków campingowych. Warto do­dać, że gromada Brzoza Królewska położona jest w malowniczych okoli­cach, okolona lasami pełnymi leśnego runa. ] ZIS na stadion w Brzozie ściąga nie tylko miejscowa mło­częta dzież. Przychodzą również dziew­i chłopcy z okolicznych gro­mad: Woli Żarczyńskiej, Hucisk, Wól­ki Niedźwiedzkiej, Jelna, Giedlarowa, którzy ćwiczą na boisku lub biorą u­­dział w zabawach tanecznych urzą­dzanych w amfiteatrze. Każdej nie­dzieli zawody sportowe ogląda ponad 4 tysiące mieszkańców. Popularność stadionu pragnie wykorzystać- PZGS, który przed zawodami będzie organu zował pokazy mody. — Chyba akcja „boisko w każdej wsi” przestała być aktualna - mówi Jan Kazak. — Nasz przykład świadczy, że powinniśmy raczej budować stadio­ny międzygromadzkie. Wtedy łatwiej jest o fundusze, a w zespolonym wy­siłku wiele można zdziałać. Budując solidne stadiony, stwarzamy młodzie, iy wiejskiej lepsze warunki do upra­wiania sportu możemy też zapewnić opiekę nad talentami. Łatwiej wtedy będzie o trenerów i instruktorów, któ­rzy w takich klubach będą mieli lep­sze warunki do pracy. Właśnie dzię« ki temu, że przychodzi do nas mło­dzież z okolicznych gromad, LZS po­większył się o kilka sekcji. Poza po­pularną do tej pory piłką nożną, po. wstała sekcja siatkówki, koszykówki, lekkiej atletyki, kolarska. Ze stadio­nu korzysta także młodzież szkolna. HENRYK CZAJKA

Next