Trybuna Ludu, maj 1971 (XXIII/121-151)

1971-05-04 / nr. 124

WTOREK, i MAJA 1971 R. — NR 124____________________________________________________ ______________________TRYBUNA LUD# To są nasze złotówki Koszty mogielnickiej fabryki Z aczęło się od decy­zji deglomeracyjpej w sprawie spółdzielni pra­cy „Tłoczywo“. Wprawdzie spółdzielnia zatrudnia w Warszawie samych Jylko chałupników, ale w Henryko­wie — 16 km od Warszawy i półtora kilometra przed grani­cą obszaru, objętego deglome­­.’acją — prowadziła niewielki zakładzik w budynku, dzier­żawionym od likwidatora by­łej spółki rybnej. Pracowali tam ludzie z okolic Legiono­wa, z Jabłonny, Pustelnika. Marek, robili na ręcznych prasach różne drobiazgi z ba­kelitu. No więc na ten henry­­kowski zakład, z przyczyn, które trudno teraz prześledzić, zapadł deglomeracyjny wyrok, a ten wyrok zrodził decyzję: „Tłoczywo“ dostanie nowy za­kład, który wybuduje się w województwie. Bardzo piękna fabryka Wybór padł na Mogielnicę. 70 km od Warszawy, powiat grójecki. 18 min zł przezna­czono na budowę zakładu, który miał produkować na­krętki do butelek, wszelkiego rodzaju opakowania z bakeli­tu i melaminy itp. Zakład miał być gotowy jesienią ub. roku i początkowo wydawało 'się nawet, że wszystko pójdzie jak z nut. Nie poszło. Okazało się, że wbrew za­twierdzonemu oficjalnie za­mówieniu nie będzie potrzeb­nych maszyn. A skoro nie bę­dzie maszyn, trzeba się prze­rzucić z produkcji z tworzyw termoplastycznych na produk­cję z tworzyw termoutwar­dzalnych, do której o maszyny łatwiej. Wprawdzie tych ostat­nich tworzyw dostać na ryn­ku nie można, ale jakimiś partiami dysponują zakłady kluczowe, zamawiające róż­norodne potrzebne łm detale u swoich „drobnych“ koope­rantów. Skoro się jednak okazało, te musi nastąpić zmiana pro­filu produkcji, odpadły jakie­kolwiek racje, by powstający zakład należał do spółdzielni „Tłoczywo“. Była nawet taka chwila, kiedy wahano się, czy nie oddać całego tego „kłopo­tu w budowie“ przemysłowi terenowemu, ale na to nie zgodził się Centralny Zarząd. Rada w radę — i wymyślono inne wyjście: zakład w Mo­gielnicy, który będzie zatru­dniał wraz z chałupnikami o­­koło 300 osób. będzie filią znacznie mniejszej spółdzielni chemicznej „Wkra“ w Socho­cinie. Wprawdzie to 100 km odległości i inny, bo płoński powiat, ale są tam fachowcy, są zamówienia. Bo sochocim­­ska spółdzielnia utorowała so­bie drogę do hut szkła i robi dla nich teraz obudowy do termosów, a produkcja to eksportowa. Będzie więc z te­go jadła chleb także Mogiel­nica. Ten przydługi rys histor ryczny jest niezbędny, by od­dać w miarę wiernie aurę, w jakiej zrodziła się mogielnicka inwestycja. Splot czynników natury wyższej, obiektywnej i brak wyraźnych racji ekono­micznych. Wyraźne są tylko racje społeczne: Mogielnica dostanie swoją pierwszą pra­wdziwą, tęsknie przez długie lata wypatrywaną fabrykę. — Bardzo piękną fabrykę — zaręcza inż. Aleksander Gro­mek, wiceprezes Wojewódz­kiego Związku Spółdzielni Pracy — i mimo wszystko bardzo potrzebną. Proszę so­bie wyobrazić, że gdy tylkc rozeszła się wieść o tej bu­dowie, do Miejskiej Rady wpłynęło ponad 600 podań o przyjęcie do pracy. Kiedy za­kład ruszj’’, będzie to dobro­dziejstwo dla tego miasteczka. Kiedy zaś ruszy — nie wiadomo. Z początku budowa szła gładko. Grójeckie Przedsiębiorstwo Budo­wlane pracowało znakomicie J fabryka ruszyłaby w terminie, jesienią ub. roku, gdyby nie zna­lazł się czarny charakter! Mińskie Przedsiębiorstwo Robót Instala­cyjnych. Przedsiębiorstwo to skno­­cilo kotłownię 1 instalacje ogrzew­cze — i nie ma siły na to, by skłonić Je do usunięcia usterek. Więc gotowa fabryka stoi 1 nie pracuje prawie pói roku. Zanim- dojedziemy do Mo­gielnicy — wizyta w Komite­cie Powiatowym. Sekretarz Ryszard Polkowski jest zna­komicie zorientowany w pery­petiach mogielnickiej inwesty­cji. Nic dziwnego, przecież to komitet kilkakrotnie „ściągał“ przedstawicieli mińskiego przedsiębiorstwa, ci jednak stosują taktykę, mieszczącą się w formule: obiecywać — i nie robić. Siły na nich nie ma, inny powiat, żadnej inne władze. Ale nawet kiedy się już mo­gielnicki zakład kłopoty będą z nim uruchomi, nadal, przecież tych maszyn, które się tam dotychczas zwiozło, nie starczy na zagospodarowa­nie hali — i na dobrą spra­wę nie wiadomo, co też będzie się w nim robić, bo same o­­budowy do termosów nie wy­starcza Na razie.. Z takim bagażem informa­cji — do Mogielnicy. Kom­pleks budynków, wtopionych w wysoką ściartę sosnowego lasu, lśniących bielą tynków i taflami szkła — czaruje ar­chitektoniczną urodą. Ta u­­roda, niczym nie zmącona ci­sza lasu, sprawiają wrażenie, że trafiliśmy do jakiegoś o­­środka wypoczynkowego, któ­ry już niedługo zaroi się ludźmi. Fabryka jest gotowa fabryka nie pracuje. Po tym martwym królest­wie oprowadza Leon Ptaszyń­­ski, który do listopada ub. r. był przewodniczącym mogiel­nickiej MRN, potem zaś zo­stał kierownikiem zakładu w budowie. Pokazuje przestron­ną halę, maszyny które nie­długo zostaną zainstalowane — i już' zainstalowane stare prasy, zwiezione z Henrykowa (które prawdopodobnie trzeba będzie zdemontować, bo do niczego się nie przydadzą). Pokazuje duże szatnie, natrys­ki, śniadalnię. Prowadzi na­wet do magazynu, aby zade­monstrować paczki nowej o­­dzieży roboczej — i zwiedza­jącemu udziela się jego sa­tysfakcja z tego, co już zosta­ło wybudowane i nagroma­dzone Mogielnica obchodziła swe 750-lecie dwa lata temu. Szczyci się tym, źe prawa miejskie uzyskała przed War­szawą. Miejscowa społeczność jest ofiarna, skora do czynów społecznych. Ale pierwszą szansą, jaką to miasteczko u­­zyskało po długich latach za­stoju, jest właśnie ta nie uru­chomiona do dziś fabryka. Czy można się dziwić, że miejsco­wi rozumują: „dobre i to, skoro się tak długo czekało, można poczekać jeszcze tro­chę...' Za drogę A przecież nie mamy tych pieniędzy na inwestycje w nadmiarze. Przecież każdą złotówkę na budowę fabryk o­­dejmujemy sobie od ust. Jakże więc możemy pogodzić się i takim trybem inwestowania, kiedy złotówki uwięzione w murach czekają miesiącami, zanim zaczną owocować, kie­dy naprzód buduje się fabry­kę, a dopiero później zaczyna się martwić o to, co też mo­żna by w niej robić Nie wiem ile jeszcze inwe­stycji Wojewódzkiego Związku Spółdzielni Pracy w Warsza­wie nosi na sobie piętno tych samych, co mogielnicka grze­chów. Mówiono mi, że wiele spośród rozpoczętych w la­tach 1968—1969 na pewno nie wejdzie do eksploatacji w o­­kreślonych planami terminach — na skutek opieszałości wy­konawców. Sądzę, że wszyst­kie są, podobnie jak mogiel­nicka, oczekiwane i uprag­nione. Sądzę ponadto, że przy lepszej koordynacji rozwoju całej gospodarki województwa nie doszłoby do takiego spo­łecznego podrożenia kosztów tego rozwoju, jaki ilustruje mogielnicki przykład. ATALIA BUKSDORF 14,8 tys. km dróg w czynią społecznym W minionej pięciolatce przybyło nam 14,8 tys. km dróg lokalnych o twardej nawierzchni. Jest to w ogromnej mierze zasługa ludności wiejskiej. Wartość czynów społecznych świadczonych na ten cel sza­cuje się na około 12,3 mld złotych. Dotacje na fachową robociznę 1 na materiały budowlane wynoszą tylko 25 — 30 proc. kosztów inwe­stycji drogowych. Przewiduje się, że w br. wzbogacimy się o dalsze 2 tys. km dróg lokalnych o utwardzonej nawierzchni. Na zdjęciu: na budowanej w czynie społecznjmi drodze z Ożanny do Dąbrowicy w pow. leżajskim. Fot. CAF — Loka; Rolnicy między miastem a wsiq Recepta do odstąpienia P OWIAT oświęcimski pod względem wartości pro­dukcji zwierzęcej w przeliczeniu na hektar użyt­ków rolnych zajmuje pierwsze miejsce w kraju, a pod względem wartości produkcji globalnej tylko o kilkaset złotych ustępuje przodującemu w Wielkopol­­sce powiatowi gostyńskiemu. Wyniki tym ciekawsze, że Oświęcim należy do rejonów wysoko uprzemysłowio­nych. Niemal z każdego gospodar­stwa ktoś pracuje poza rolnic­twem. Około 10 tys. osób mie­szkających na wsi, przeważnie mężczyzn, codziennie przekra­cza bramy fabryk. W więk­szości są to już wysoko kwali­fikowani robotnicy wielko­przemysłowi. Gospodarstwo rolne staje się domeną ich żon i córek. Przeważające tu male go­spodarstwa z szachownicą pól. skazane są w dużym stopniu na pracę ręczną. A jednak — mimo silnego rozdrobnienia i braku męskiej siły roboczej często wymienianych jako przyczynę podupadania go­spodarstw — powiat skutecz­nie konkuruje z najbardziej rolniczo rozwiniętymi rejona­mi kraju. Dwa atuty W powiecie nikt nie uważa oświęcimskim gospodarstw chłopo-robotników za przesz­kodę w rozwoju rolnictwa. Po­dejmowanie przez właścicieli karłowatych gospodarstw pra­cy w fabrykach umożliwia rozwój przemysłu, któremu ci pracownicy są niezbędni, także rolnictwa przez dopływ a gotówki potrzebnej na inwe­stycje produkcyjne. Wystarczy powiedzieć, ie w ostatniej pięciolatce na budownictwo wiejskie i maszyny rolnicze mieszkańcy powiatu oświęcimskiego wydatkowali około 230 min ił. Z rolnictwa byłoby to niemożli­we. Podobnie jak niemożliwe byłoby zapewnienie dla wszystkich pracowni­ków mieszkań w mieście. I z tego zda­ję sobie sprawę zarówno dyrekcje fa­bryk uwzględniające przy planowaniu urlopów okresy nasilonych prac w rol­nictwie, jak i władze terenowe. Robotnicy również nie za­mierzają zrywać więzi ze wsią i w miarę możliwości nabyte kwalifikacje oraz nawyki or-ganizacyjne przenoszą z fa­bryk na teren swoich gospo­darstw. To porraga, ale nie tłumaczy jeszcze osiągnięć rol­nictwa. Rzecz w tym, że wy­siłkom wsi towarzyszy tu przemyślane działanie władz powiatowych. Podczas prac nad wytycze­niem długofalowego programu rozwoju rolnictwa, konsek­wentnie realizowanego od lat. jego autorzy skupieni wokół Komitetu do spraw Rolnictwa przy KP dysponowali dwoma atutami — wciąż jeszcze po­ważnymi zasobami siły robo­czej w gospodarstwach i sto­sunkowo wysoka kulturą rol­ną. By te atuty wykorzystać postanowiono skoncentrować się na pracochłonnej produk­cji zwierzęcej, której podpo­rządkowano uprawy połowę. W strukturze zasiewów za­planowano stosunkowo duży udział ziemniaków, koniczyny oraz roślin pastewnych. Na­stawiono się także na znacz­ne zwiększenie siewu popular­nych już w powiecie popio­­nów, głównie brukwi. Poziom agrotechniki postanowione podnieść przez powszechne, dwustopniowe szkolenie rolni­cze, które dotychczas ukończy­ło blisko 12 tys. osób. Do tego doszły zwiększone dostawy na­wozów mineralnych, bardzie; intensywnych odmian zbóż i sadzeniaków, a także nasior roślin pastewnych oraz mecha­nizacja prac polowych szcze­gólnie uciążliwych z uwagi na brak w gospodarstwach męż­czyzn. Program i jogo realizacja Obfite nawożenie idące w parze z przestrzeganiem zasad agrotechnicznych wpłynęło na wzrost plonów. Zboża w ostatnich latach oscylują wokół 25 q, a ziemniak: dociągają nawet do 240 q /. 1 ha. Dobrze nawożone : pielęgnowane łąki dają pc 70 q siana z hektara. Zwięk­szeniu zasobów pasz towarzy­szą wysiłki służby rolnej, by­łą jak najlepiej wykorzystać. Większe gospodarstwo nastawiajq się na produkcję prosiqt, w które zaopo­nuję nie tylko własny, ale także są­siednie powioty. Ta specjalizacja po­zwala im na stałe ulepszanie zarówno materiału hodowlanego, jak i umiejęt­ności fachowych. Dlatego też prosięta cieszą się dobrq sławą i uzyskują wy­soką cenę. Około 40 tys. sztuk wędruje rocznie na Śląsk | w Żywieckie. Po­zostałe gospodarstwa rozwijają tucz. Przy dobrej apiece I racjonalnym ży­wieniu przyrosty wagi są dość wyso­kie j następuje dwukrotna rotacja w ciągu roku. Hodowla trzody, najbardziej pracochłonna, wysuwa się na pierwsze miejsce. Obsada — 116 sztuk na 100 ha użytków rolnych — jest niemal dwu­krotnie wyższa niż w całym województwie. Drugim kie­runkiem zajmującym poczesne miejsce w programie rozwoju rolnictwa jest podniesienie produkcyjności bydła. Woj. krakowskie pod wzglę­dem obsady krów zajmuje jedno z pierwszych miejsc w kraju, lecz ich mleczność na­leży do najniższych i znacznie odbiega w dół od średniej krajowej. Składa się na to w dużej mierze niedobór pasz, wady w żywieniu oraz kiep­ska rasa. W powiecie oświę­cimskim postanowiono przede wszystkim zadbać o zaopatrze­nie żłobów. Zwrócono także uwagę na zoohigienę i odmło­dzenie stada. Wyzbycie się sztuk starych, nieproduktyw­nych przejściowo obniżyło obsadę, która wynosi 70 sztuk na 100 ha i jest niższa o& średniej wojewódzkiej, aie ten spadek szybko został zrekom­­pensow-any wyższą o około 300 litrów mlecznością krów. O- becnie przystępuje się do wy­miany bydła rasy czerwonej na nizinną czarno-białą Naprzeciw potrzebom wsi Władze powiatowe liczą się z feminizacją rolnictwa. Wśród uczestników szkolenia rolni­czego zdecydowaną przewagę mają kobiety. Wchodzą orte w skład rad nadzorczych GS i mleczarni oraz zarządów kółek rolniczych, w których dobrze widać gospodarują, gdyż wszystkie są rentowne. Produkcja zwierzęca, zwła­szcza w małych gospodar­stwach, jest jak wiadomo naj­mniej zmechanizowana. Wie­le drobnych udogodnień moż­na jednak w nich wprowa­dzić, jak choćby poidła auto­matyczne we wsiach posiada­jących już wodociągi. Więc miejscowy POM otrzymał za­danie instalowania tych urzą­dzeń. Mleczarnia zaczęła od­bierać mleko bezpośrednio z gospodarstw. We wszystkich wsiach zorganizowano ajen­cyjne i komisowe punkty sprzedaży nawozów, by kobie­ty nie musiały po nie jeździć do oddalonego magazynu < wystawać w kolejce. Można także zaoszczędzić czas kobiecie przez różne udo­godnienia w gospodarstwie do­mowym — instalowanie wo­dociągów, gazu, bardziej funk­cjonalne wyposażenie miesz­kań. Mężowie dojeżdżający do pracy w przemyśle również chcą mieszkać w podobnych warunkach jak ich koledzy z miasta. Stad duży ruch bu­dowlany, także wpływający na intensyfikację produkcji rol­nej. Kobiety chętniej pracują i słuchają rad agronomów, gdy wiedzą, że zarobki męża i pie­niądze uzyskane ze sprzedaży produktów rolnych przynoszą odczuwalną poprawę warun­ków bytowych. Dlatego też władze powiatowe staraja się im pomagać przez dostawę materiałów budowlanych, pro­dukowanych we własnym za­kresie. Podejmuią starania o zwiększenie dostaw deficyto­­wei armatury. Okazuje się. że oświęcimscy rolriicy i działacze powiatowi nie posiadaja cudownej re­cepty na zwiększenie produk­cji rolnej. Takimi samymi mo­żliwościami dysoonuja miesz­kańcy wsi w wielu miejsco­wościach. Trzeba je tylko wy­korzystać A. MARIAŃSKA _________ * ^ Włóknina raW karierę, ab itfe tf m Przyszłość z cieniami NŻYNIER Roman Karbo­­"W15TT — dyrektor ..Bytom­skich Zakładów Przemyślu Odzieżowego, zabierając głos ’S naszej ankiecie pod hasłem: „Produkujmy to, co sami chcie­libyśmy kupić", stwierdził, iż czynnikiem ograniczającym dal­szą poprawę jakości ubrań jest brak odpowiednich podszewek, tasiemek, filców podkotnierzo­­wyeb i... włóknin. Czynriże są te włókniny, bez których niegdyś doskonale ob­chodzili się mistrzowie igły, teraz na ich jakość narzekają a fabryki konfekcji? — Krawcy i teraz nie gryma­szą, chociażby dlatego, że nie mogą kupić włókniny. Nie do­starczamy jej na rynek, bo nie możemy sprostać nawet zamó­wieniom przemysłu odzieżowe­go — mówił dyrektor Śląskich Zakładów Przemysłu Lniarskie- PO -.Lentex” w Lublińcu. tow. TsdansT—łYróbiewski. Jesteśmy — dodaje — prawie monopolistą w tej dziedzinie produkcji. Lepsza od tkanin Włóknina stanowi u nas pro­dukt dość nowy, lubli niecka fa­bryka rozpoczęła jej produkcję przed kilku laty. W 1960 r. ku­piono amerykański agregat, aby wykorzystać racjonalnie odpadki powstające w przędzalni lnu. Szamotano się długo. nim... po­niechano eksperymentów z lnem 1 zabrano się do włókien sztucz­nych. Z syntetykami uporano się szybko. Maszyny bowiem były przystosowane do takiego właś­nie surowca. Krótkie włókna anilany czy argony zlepione „mleczkiem kauczukowym“ okazały się do­skonałym sztywnikiem krawiec­kim, z powodzeniem zastępują­cym cały pakiet ładowany u­­przednio między tkaninę ubra­niowa a podszewkę. Nowy materiał doskonale speł­nia swoją rolę. utrzymując wy­modelowany kształt ubrania poddanego nawet próbom pod strugami ulewnego deszczu. — Pierwsi wśród krajów soc­jalistycznych podjęliśmy pro­dukcję włókniny. Przyjeżdżały i początku do nas wycieczki fa­chowców z Czechosłowacji, NRD Werter — nowiadaią w „Len­­texie". — Teraz my raczej po­winniśmy jeździć do naszych są­siadów. Wyprzedzili nas znacz­nie. Włóknina robi karierę w świę­cie. Pod wieloma względami bije zdecydowanie tkaniny. Przede wszystkim dlatego, że jest od nich znacznie tańsza. Zastosowa­nie zaś ma ogromna. Używa się jej bowiem nie tylko jako sub­stytutu, przewyższającego znacz­nie tradycyjne materiały kra­wieckie, ale także coraz częściej stosuje w postaci bielizny1 poś­cielowej w hotelach, szpitalach itp. Z włókniny można też pro­dukować bp. obruśy. wielobarw­ne zasłony do okien, a nawet... sukienki. Technologia produkcji jest pozornie bardzo prosta: krótke pocięte włókna pod wpływem wdmuchiwanego powietrza lut przy pomocy specjalnych zgrzeb­­larek układają się na ruchomej siatce. Warstewkę włókien za­nurza się bądź spryskuje .spec­jalnym lepikiem, właśnie owym „mleczkiem kauczukowym“. Te­raz wędruje to wszystko do su­szarki, aby wyjść z niej jako gotowy produkt — półtorame­trowej szerokości taśma. włók­niny. Przyszłość z cieniami Sęk w tym, aby uzyskać włókninę możliwie cienką i rów­nomierną, wszędzie jednakowa — bez prześwitów i zgrubień. Im cieńszy materiał, tym trudniej cel ten osiągnąć. Przemysł o­­dzieżowy — w zależności od swych potrzeb — żąda wielu od­mian, lecz zawsze jednolitej włókniny. Postulatowi temu trudno w Lublińcu sprostać. „Lentex“ rozporządza bowiem agregatem już nie najnowocześ« niejszym, a przy tym przystoso­wanym do określonego typu produkcji. Jego program pro­dukcyjny przewidywał wytwa­rzanie włókniny o gramaturze od 150 do 250. Udało się nam — mówi tech­nolog wydziału włóknin, tow. Bronisław Żegrai — dojść do 70 a nawet 50 gramów na 1 metr kwadratowy materiału. Wiele wysiłku włożyliśmy w to, aby o­­panować, a później usprawnić technologię. Początkowo włók­nina rozdwajała się, nie wytrzy­mywała prania. Teraz matny już to wszystko za sobą. Zdobyliśmy nie tylko doświadczenie, ale i patent za oryginalne, własna rozwiązanie technologiczne. Do­szliśmy jednak do kresu naszych możliwości. Zarówno zwiększe­nie produkcji, jak i jej wyraźne udoskonalenie wymaga po pro­stu rozbudowy i unowocześnie­nia potencjału wytwórczego. Doceniając prekursorską rolę „Lentexu“, właśnie temu zakła­dowi postanowiono powierzyć dalsze losy włókniny. Widziałem makietę przedstawiającą piękny kompleks zwartych zabudowań fabrycznych nowego wydziału włókniny. Niestety, w „Lentexie" nie u­­miano mi odpowiedzieć na pyta­nie, kiedy miniatura przybierze rzeczywiste rozmiary. Założenia zatwierdzone zostały w zeszłym roku, ale dopiero teraz toczą się rozstrzygające o terminach in­westycji rozmowy. — Ponoć w 1973 r. mamy rozpocząć budowę — mówią towarzysze w Lubliń­cu — ale to nic pewnego. Wątpliwości budzi nie tylko termin wznoszenia murów no­wego wydziału, ale przede wszy­stkim jego techniczne wyposa­żenie. Nie wiadomo, czy będą stanowić je maszyny krajowa czy też importowane. — Wytwa­rzamy w kraju całkiem niezłe e­­lementy wchodzące w skład a­­gregatu do produkcji włóknin. Nie ma jednak gwarancji, że ca­łość będzie funkcjonowała nale­życie. Daleka od światowych standardów W Jednym z łódzkich zakładów włókienniczych przechodzi pró­by prototypowe urządzenie do wytwarzania włóknin sztywni­­kowycb. Niestety, osiągane przez to urządzenie parametry daleko odbiegają od ofert przedkłada­nych przez firmy zagraniczne. Chodzi zaś o to, aby nowy wy­dział pod względem niezawod­ności pracy urządzeń, elastycz­ności programu produkcyjnego, a przede wszystkim decydującej o koszcie wydajności — nie od­biegał od aktualnych standardów światowych. Tymczasem, gdyby zdecydowa­no się na instalowanie maszyn krajowych, z góry należałoby pogodzić się z uznaniem wiel­kiego dystansu dzielącego nas od przodujących firm. Trzeba do­brze policzyć, co się bardziej o­­płaci: czy jednorazowy większy wydatek, nawet dewizowy, czy też oszczędność na inwestycji i dalszy uszczerbek w produkcji. Na razie kwestia jest otwarta. Na decyzji zaważyć winien glos specjalistów. Pewne jest nato­miast, że oprócz włóknin dla przemysłu odzieżowego w Lub­lińcu ma się je robić także dla... budownictwa. Na podłożu z dość grubej war­stwy zlepionej syntetycznym le­piszczem krótkich, nie nadają­cych się do przędzenia włókien Inianvoh znajdzie się powłoka z polichlorku winylu. W sumie powstaje doskonała wykładzina podłogowa. Jej walory to: trwa­łość, doskonała izolacja termicz­na i akustyczna, łatwość układa­nia. a później konserwacji. Oglą­dałem próbki takiego materia­łu. Kiedy będziemy mogli zoba­czyć gotowe podłogi?... W. WASILEWSKI Sądy społeczne w zakładach pracy OSTĘPUJĄCA demokratyzacja życia społecznego, znajdujqca wyraz w tworzeniu sądów społecznych w zakładach pracy, komisji pojednawczych przy ze­społach Frontu Jedności Narodu, zastępowanie przy­musu państwowego oddziaływaniem opinii publicznej - to nowe wartości, które należy umiejętnie wykorzystywać w walce z przestępczością i naruszaniem zasad współ­życia między ludźmi. P w Represja karna przestaje być naszym państwie głów­nym środkiem zwalczania przestępczości i zabezpieczenia porządku prawnego, a w miej­sce jej wchodzą elementy wy­chowawcze, kształtujące świa­domość sprawcy. W dalszym ciągu jednak w określonych o­­kolicznościach represja karna musi być niezbędnym narzę. dziem w rękach wymiaru sprawiedliwości w walce działalnością kryminalną. Jed­z nakże i tu ogromne znaczenie ma potępienie sprawcy przez opinię publiczną, przez własne środowisko w którym pracuje i mieszka. Właśnie sądy spo­łeczne, przyjęły na siebie funkcje zapobiegawcze i wy­chowawcze. Sądy społeczne rozszerzają swoje działanie na zupełnie nową, nie znaną sądownictwu powszechnemu właściwość orzekania w dziedzinie za­sad współżycia społecznego stają się praktycznymi popula­ryzatorami wiedzy o prawie, a zarazem stają się szkolą kształtującą świadomość pra­wną swego środowiska i tym samym przyczyniają się do podnoszenia kultury prawnej społeczeństwa. Dzisiejsze sądy społeczne najpierw zaczęły działać, a do. piero później ujęto tę działal­ność w odpowiednie ramy pra­wne. Takie postępowanie poz­woliło sprawdzić ich przydat­ność społeczną, trafność podej­mowanych decyzji oraz sto­pień ich społecznej akceptacji. Mimo tak wyważonego po­dejścia do tej problematyki, bilans kilkuletniej pracy są­dów społecznych — można za­ryzykować, takie twierdzenie — nie wypadł najlepiej. Niektóre z nich mocno o­­krzepły (niestety jest ich mało) i te, mając autorytet, zdobyty trafnymi pozytywnie rozstrzygnięciami, wpływają na kształtowanie się zasad współ­życia społecznego w zakładzie pracy; inne natomiast po chwilowym wybuchu płomie­nia entuzjazmu przygasły i niewiele obecnie o nich sły­chać. Są również i takie, któ­­re od samego momentu pow­stania, biorąc pod uwagę róż­ne reorganizacje, oraz plyn­ność kadr, praktycznie nie roz­poczęły swojej działalności. Na pewno można stwierdzić, że dobór odpowiednich ludzi jest czynnikiem, który w dużej mierze rzutuje na ocenę dzia­łalności sądów. Konkretne rozmowy, prze­prowadzone z gorzej czy lepiej pracującymi zespołami, poz­woliły stwierdzić, że oprócz różnych trudności indywidual­nych charakterystycznych dla każdego zakładu, występuje je­den, wspólny, bardzo ważny czynnik a mianowicie: rady zakładowe, egzekutywy pod­stawowych organizacji partyj­nych, oraz dyrekcje — bardzo często nie znają celów i zadań sądów społecznych. Nie bez wpływu na to zja­wisko jest stosunek do sądów społecznych. dyrekcji Obser­wuje się bowiem niechęć do przekazywania spraw tym są­dom, a górę biorą tendencje do załatwiania ieh w trybie ad­ministracyjnym. trzenie sprawy nić Takie rozpa absorbuje czasu i energii ludzi w zorga nizowanie rozprawy, a decyzje nie wywołują odruchu protes­tu ze strony kierownictwa. Rady zakiadowe w wielu przypadkach również odnoszą się. jeżeli nie z niechęcią, to z dużą wstrzemięźliwością, do celowości powoływania sądów społecznych. Wychodzą one niejednokrotnie z założenia, że skoro prokurator umorzył po­stępowanie karne, to niecelo­we i nieuzasadnione jest sta­wianie tej sprawy pod sąd ko­lektywu; a rady zakładowe, reprezentując interesy robot­ników, nie powinny być su­rowsze od prokuratora i ganić pracownika za to co prokura­tor, a więc osoba powołana do ścigania, uznał za nieszkodli­we społecznie. Jednakże podkreślić trzeba, że w tych zakładach pracy, w których rola sądów społecz­nych jest należycie rozumiana przez organizacje partyjne, związkowe oraz kierownictwo zakładu, są one bardzo popu­larne i cieszą się dużym auto­rytetem wśród pracowników. W SZECHSTRONNOSC dogłębność analizy kon kretnego zjawiska prze stępczego — to walory sądu społecznego. Nie ulega wątpli­wości, że dzięki temu, iż sąd społeczny scenerię procesu przenosi do zakładu pracy w którym sędziowie — robotnicy, posiadają zdrowy rozsądek kolektywne poczucie sprawie­i dliwości, a. przede znajomość członków wszystkim znfogi i problemów występujących w produkcji, łatwiej mo«ą aniżeli sędziowie zawodowi, stykają­cy się z oskarżonym tylko na sali sądowej ocenić obwinio­nego i jego czyn. STAWA z 30 marca 1965 roku definitywnie okreś­­lila rodzaj spraw, podle­gających kompetencji sądów społecznych. Art. 3 głosi, że sądy społeczne rozpatrują sprawy naruszenia zasad współżycia społecznego lub ładu społecznego, jak lekcewa­żenie obowiązków skich, lekceważenie obywatel­obowiąz­ków względem rodziny lub o­­bowiązków pracowniczych, niewłaściwy stosunek do pra­cowników, zakłócenie spokoju i porządku w miejscu pracy, lub w miejscu zamieszkania, lekceważenie przez pracowni­ków zasad bezpieczeństwa higieny pracy, naruszenie mie­i nia obywateli, niedozwolone korzystanie przez pracowni­ków dla celów osobistych ze środków należących do usoo­łecznionego zakładu pracy, spory na tle wspólnego za­mieszkania i korzystania ze wspólnych urządzeń, albo na tle stosunków sąsiedzkich na wsi. Sąd społeczny rozstrzyga czy i w jakim zakresie sprawę rozpatrzy, kierując się przy tym oceną, jakie możliwości wy­chowawczego i zapobiegawcze­go oddziaływania wynikają z rozpatrzenia wniesionej spra­­wv Sąd społeczny może rozpa­trywać zatem wszystkie spra­wy wynikające z regulaminu o dyscyplinie pracy, marno­trawstwie materiałów i narzę­dzi, naruszenia mienia i wielu innjmh, wynikających z zasad współżycia społecznego. Tym: innymi mogą być sprawy c niepłacenie alimentów, znęca­nie się fizyczne i moralne pra­cowników w stanie nietrzeź­wym nad członkami rodziny, pozostającymi na jego utrzy­maniu. Sąd społeczny powi­nien “rozpatrywać również sprawy wypadków przy pracy, a tym bardziej jeżeli wypadek został spowodowany przez nadużycie ‘alkoholu. Na samą wiadomość o mającej odbyć się rozprawie w jednym z za­kładów na terenie Warszawy, zainteresowany przedłożył za­świadczenie o rozpoczęciu le­czenia odwykowego i przypro­wadził żonę aby zaświadczyła, że już nie pije. Rozprawa od­była się, a obwiniony otrzyma! dwu opiekunów którzy bardzo skrupulatnie kontrolowali jego postępy w leczeniu. Jest wiele spraw o wydźwię. ku społeczno-wychowawczym, które sąd społeczny powinien rozpatrywać, nie ograniczając się tylko do drobnych kradzie­ży. Nie chodzi przy tym o masowe rozpatrywanie spraw; idzie o to, aby sąd spo­łeczny byl pręgierzem opinii publicznej, który wkracza działa tam, gdzie wymaga tego i interes społeczny. IMO rozpatrywania spraw o niewielkim cię­żarze gatunkowym — są­dy społeczne — tam gdzie dzia­łają — cieszą się wielkim au­torytetem załogi. Najbardziej istotne znaczenie w całym po­stępowaniu przed sądem spo­łecznym ma sam fakt stawania obwinionego przed zespołem sędziowskim, który się dosko­nale zna i przed kolegami ze swego środowiska zawodowe­go. Konieczność tłumaczenia na publicznej rozprawie moty­wów działania oraz wyjaśnie­nia na pytania padające z sali (obecni na rozprawie mają prawo zadawania pytań), stwa­rza taką sytuację, że już nie konkretny wymiar kary, a sa­mo stawanie w charakterze „oskarżonego“ spełnia funkcję pewnej dolegliwości. Pręgierz opinii publicznej jest nieraz bardziej dolegliwy, aniżeli konkretny wymiar kary Na jednej z rozpraw robot­nik, przysłuchujący się wyjaś­nieniom „oskarżonego“ wstał i zwracając się bezpośrednie do tłumaczącego się stwierdził „wstyd mi że tak tutaj przed nami wszystkimi kłamiesz“. Rezultat był błyskawiczny, za­interesowany przynał się dc winy i odwołał swoje dotych­czasowe wyjaśnienia. Sąd społeczny, oprócz kon­sekwencji, jakie wyciąga w stosunku do konkretnego sprawcy, niejednokrotnie wni­ka w warunki umożliwiające i sprzyjające dokonywaniu przestępstw, a objawiające się w braku opieki nad majątkiem zakładu, bądź w dopuszczaniu do marnotrawstwa materiałów i narzędzi Nad niedociągnięciami ujawnionymi sądy nie przechodzą do porządku dzien­nego, ale dzięki ich inicjatywie dyrekcje zakładów zobligowa­ne są do Wydawania odpo­wiednich zarządzeń, zmierza­jących do usprawnienia nad­zoru i zwiększenia ochrony mienia przed kradzieżami. Przykładem takiego działania było wydanie odpowiednich zarządzeń regulujących kolej­ność hartowania detali. W cza. sie rozprawy okazało się bo­wiem, że duży procent braków powstał nie z winy pracowni­ka, a na skutek niewłaściwej dokumentacji technologicznej, W wielu ar.tykułach zarzu­ca się prokuraturze i sądom, że umarzają ty­siące spraw rocznie i nie prze­syłają ich sądom społecznym do dalszego rozpatrzenia. Ile byłoby z tego pożytku, ' jaka praca wychowawcza i profi­laktyczna byłaby zrobiona — stwierdzają autorzy tych arty­kułów. Wydaje się jednak, że jest to osąd zbyt pośpieszny. Przykła­dowo można wziąć tu teren dzielnicy Warszawa — Ochota. Znajdują się tu setki różnych przedsiębiorstw, instytucji, za­kładów i spółdzielni, natomiast sądów społecznych w zakła­dach pracy istnieje tylko 9. A więc czy można przeprowadzić jakąkolwiek ocenę ilości umo­rzonych spraw przez sąd i pro­kuraturę w stosunku do ilości spraw przekazanych sądom społecznym? Jeżeli tak, to tyl­ko w stosunku do tych zakła­dów, gdzie takie sądy istnieją. Można wyrazić zdziwienie: dlaczego sądów społecznych jest tak mało, ale przecież nie o iiość tych społecznych orga­nów chodzi, ale o to, aby po­wołane organa przejawiały rzeczywistą działalność. Tymi sprawami, zgodnie z wolą u­­stawodawcy, powinny zająć się wojewódzkie komisja związków zawodowych Na pewno jest dużo do zro­bienia, jeżeli chodzi o pracę sądów społecznych, ale trzeba przede wszystkim dbać o to, aby inicjatywa ta doskonaliła swoje działanie i zdobywała coraz większe zaufanie spo­łeczeństwa. JERZY JAROSZEK NOWE WARTOŚCI M

Next