Trybuna Ludu, maj 1972 (XXIV/121-151)
1972-05-14 / nr. 134
Niedziela, u maja 1972 r. — nr 134 Stosunki gospodarcze Polska - Francja Mo ż I i w o ś c i rzy stania R JAN ANUSZ ZADKO się zdarza, aby z ust najwyższego dostojnika państwowego padły słowa tak wyraźnej zachęty pod adresem polskich eksporterów, jak to uczynił prezydent Francji, G. Pompidou w czasie Wizyty w polskim pawilonie na tegorocznych Targach w Paryżu. Powiedział on: „Nie bójcie się być bardziej ofensywni, bardziej agresywni na rynku francuskim. Sprzedawajcie i kupujcie więcej od nas!" Polscy eksporterzy mąją już do odnotowania wiele Sukcesów na trudnym rynku francuskim. Ponad 30 polskich trawlerów pływa pod francuską flagą. Na fermach francuskich pracuje ponad dwa tysiące polskich’ ciągników. Polska odzież zdobyła sqbie uznanie wymagających specjalistów przemysłu konfekcyjnego w Paryżu. W domach towarowych w stolicy Francji i na prowincji pojawiają się polskie wyroby ze szklą, galanteria skórzana, artykuły sztuki ludowej, obuwie. Wśród tradycyjnych płodów rolnictwa i hodowli Polska ma renomę znanego dostawcy koni rzeźnych, drobiu, pulp, mrożonek, wódek, wątróbek gęsich, żywych zajęcy, dziczyzny, nie mówiąc już o przysmakach kuchni francuskiej: ślimakach, rakach i udkach żabich. W kotłach siłowni elektrycznej w Hawrze spalany jest polski węgiel energetyczny, zaś gatunki naszego węgla koksującego zasilają baterie koksownicze hut francuskich. Poważne rozmiary osiągnął już polski eksport do Francji nawozów sztucznych, tarcicy i płyt, siarki, kauczuku syntetyczńego, skór, kazeiny, pierza, puchu i nasion. Wyniki te nie mogą jednak przesłonić wymowy szeregu podstawowych danych, wskazujących na istnienie poważnej „luki eksportowej“ w stosunkach gospodarczych Polski z Francją. Generalnie biorąc, nasz kraj znajduje się poniżej progu zauważalności ńa rynku francuskim, bowiem udział Polski w globalnym imporcie Francji nie osiąga nawet połowy jednego procentu. W eksporcie polskim rola Francji jest obecnie mniejsza niż w latach pięćdziesiątych (2 proc. udziału w 1971). W rzędzie eksporterów dóbr inwestycyjnych z krajów socjalistycznych do Francji, Polska jest dystansowana zdecydowanie przez Czechosłowację (12 min dolarów w 1970 r. w porównaniu z 3,2 min dolarów Polski), oraz NRD (19 min dolarów), jak również ZSRR, Jugosławię j Rumunię. W eksporcie artykułów trwałej konsumpcji Polska wyprzedzana jest przez NRD, Jugosławię i Czechosłowacje. Tradycja j perspektywy Pomimo dysponowania już dość dobrze rozbudowanym zapleczem produkcji i występowania silnego popytu na rynku francuskim, eksporterzy polscy nie zdołali zająć liczącego się miejsca w dostawach szeregu produktów chemicznych, wyrobów przemysłu elektrycznego, wielu rodzajów maszyn i urządzeń. Istnieje nagląca potrzeba dokonania gruntownej analizy przyczyn istniejącego stanu rzeczy i opracowania kompleksowego programu działania na rynku francuskim. Musimy oczywiście uwzględniać fakt, że jeszcze przez wiele lat Polska będzie musiała uzależniać poważną część swoich wpływów dewizowych z eksportu do Francji od dostaw produktów rolno-spożywczych, surowców, paliw i półfabrykatów. Nie zaniedbując rozwoju tych tradycyjnych gałęzi polskiego wywozu do Francji musimy jednak przyśpieszyć wydatnie tempo wzrostu eksportu przemysłowego, jako najbardziej opłacalnego. Z napływających sygnałów z rynku wynika, że istnieją pomyślne, długotalowe perspektywy zbytu we Francji wielu towarów, znajdujących się w programie produkcyjnym polskiego przemysłu i już eksportowanych do krajów uprzemysłowionych. Dla przykładu wymienić można w grupie dóbr typu inwestycyjnego: narzędzia samochodowe, pompy, podzespoły elektroniczne, radioodbiorniki samochodowe, samoloty i szybowce, narzędzia chirurgiczne i weterynaryjne, armaturę okrętową czy wyposażenie dla szpitali. Nowa forma sprzedaży W celu wyzyskania wszystkich możliwości uruchomienia i zwiększenia polskiego ęksportu przemysłowego do Francji konieczne jest przejście do nowoczesnych form organizacji zbyt u. Istotne znaczenie ma pełniejsze wykorzystanie przez polskie centrale handlu zagranicznego i przemysł możliwości, jakie daje działalność na rynku francuskim polskiej spółki MET ALEX-FR ANCF,, dysponującej ekipami sprzedawców, punktami technicznego, składami serwisu konsygnacyjnymi. Właściwe ułożenie współpracy z MET ALEX-FRANCE - co nie ma oznaczać, jak to się dotychczas zdarzało, ograniczania się do przekazania towaru i biernego oczekiwania na wynik sprzedaży — powinno zwłaszcza ułatwić dotarcie naszych towarów do regionów poza Paryżem (Lyon, Marsylia, Bordeaux, Lotaryngia, Nord). Warunkiem trwałego wprowadzenie polskich wyrobów przemysłowych na rynek francuski jest zapewnienie systematyczności dostaw produktów c wyrównanych standardach jakości wykończenia. Polska ma wszelkie dane i ku temu, aby zająć mocną pozycją jako sprzedawca szerokiej gamy wyrobów przemysłowych o średnim poziomie technicznym ale dobrze wykonanych, Kooperacja Istotne znaczenie dla osiągnięcia odpowiedniego poziomu produkcji mieć powinna k ooperacja przemysłowa Polski i Francji. Niestety, dotychczasowe wyniki tej kooperacji poważnie odbiegają od pokładanych w niej nadziei. Dopiero w ostatnim czasie zaczęły krystalizować się szanse, rozwoju kooperacji w dziedzinie przemysłu maszyn budowlanych, maszyn włókienniczych, urządzeń okrętowych, automatów wielowrzecionowych, oraz w odniesieniu do wspólnych dostaw kompletnych obiektów przemysłowych na rynki trzecie. Polska jest zainteresowana m. in. dostawami dla budowy wielkiego kombinatu hutniczego w Fos koło Marsylii (gdzie współpracować ma również przemysł radziecki). Rok obecny przeniósł wyraźny postęp w rozwijaniu różnorodnych form kontaktów gospodarczych Polski i Francji. Świadczy o tym liczny udział polskich central w imprezach targowo-wystawienniczych, organizowane kiermasze, „Tygodnie Polskie“. Należj sobie życzyć aby ta akcja nie była epizodem ale częścią systematycznego wysiłku handlowcem. Obecność Polski na rynku francuskim musi być oceniana przede wszystkim miarą rosnącego udziału towarów polskich w imporcie francuskim przy jednoczesnej poprawie struktury naszego eksportu. Nabiera to znaczenia zwłaszcza w warunkach rosnącego zapotrzebowania Polski na francuskie dobra przemysłowe. Takie trawlery buduje dla armatora francuskiego Stocznia im. Komuny Paryskiej. Na zdjęciu: trawler „Sydero“ przy nabrzeżu Stoczni Fot. CAF — Uklejewski ^ TRYBUNA LUDÜ NOTATKI Z „REJSU PRZYJAŹNI” Przekażcie towarzyszom w Polsce Z WIZYTĄ przyjaźni przebywało w Leningradzie ponad 200 pracowników, przede wszystkim robotników Stoczni im. A. Warskiego w Szczecinie, portów Szczecina, Gdyni i Gdańska, Gdańskiej Stoczni Remontowej i Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Wybrzeże, zwłaszcza Gdańsk, iqczq z Leningradem długoletnie, sqsiedzkie kontakty. Ich to wynikiem jest m. in. budowa przez leningradzkich budowlanych trzech bloków mieszkalnych w gdańskiej dzielnicy Przymorze, a także wymiana przyjacielskich wizyt. Grupa polska już tradycyjnie wyjeżdża do Leningradu na pierwszomajowe święto, grupa radziecka przyjeżdża na Wybrzeże na polskie Święto Morza. W tym roku delegacja polska udała się do Leningradu na pokładzie promu Polskich Linii Oceanicznych „Skandynawia“. W przeddzień majowego święta witali ich związkowcy radziecrv Gospodarze postanowili przedstawić się, a więc krótkie spotkanie w Pałacu Pracy delegacjami robotników leninz gradzkich zakładów pracy. Krótkie, rzeczowe przemówienia — o tym, jak działają tutejsze związki i jakie miejsce zajmują w zakładach. W przerwie pytamy o niezrozumiały dla nas akcent dekoracyjny — „pięć w czterech“« Towarzysze radzieccy wyjaśniają: zadania pięciodniowego tygodnia pracy wykonać w cztery dni. Znaczy to, że jeśli hasło rzucone przez robotnika Zakładów Kirowa, EUGENIUSZA LEBIEDIEWA, zostanie wcielone w' życie w «całym Kraju Rad, bieżąca pięciolatka zostanie zrealizowana w cztery lata. Dzień dzisiejszy i historia W pałacowym wnętrzu (budynek ten dekretem Rady Komisarzy Ludowych został jeszcze w 1918 r. przyznany robotnikom piotrogrodzkim) portrety zasłużonych robotników — bohaterów pracy socjalistycznej. Pałac Pracy, jest w tej nazwie coś z atmosfery Piotrogradu ogarnionego ogniem walki i duchem potężnej odnowy. Przez miasto — już całe we flagach i dekoracjach — wyprawa ku nowszej historii, miejscu, gdzie niegdyś znajdowała się peryferyjna wieś Piskarewka. Dziś jest tu cmentarz ponad 700 tys. leningradczyków żołnierzy, cywilów, kobiet dzieci. Zginęli w czasie 900 dni i blokady miasta. Stoi wśród nas Michał Hawryluk, niemłody już człowiek, traser ze Stoczni im. Warskiego w Szczecinie. Odznaczony dwoma Orderami Czerwonej Gwiazdy i Medalem za Obronę Leningradu. Walczył w czasie blokady; był dwukrotnie ranny. Potem, w czasie zwiedzania miasta, które znał jako rumowisko, nie może nadziwić się urodzie miejsc, przez które kiedyś przechodził jako żołnierz. W pierwszomajowych pochodach w wielkich ośrodkach miejskich ZSRR uczestniczą tylko delegacje zakładów pracy. Polscy stoczniowcy i portowcy znaleźli się obok robotników Zakładów Bałtyckich. Po dwudniowych świętach nasi stoczniowcy i portowcy byli gośćmi leningradzkich zakładów pracy m. in. Zakładów Bałtyckich, ieningradzkiej fabryki domów, portu i Zakładów im. Kirowa Zakłady im. Kirowa, to słynne rewolucyjnymi tradycjami Zakłady Putiłowskie, kuźnia kadr proletariackich przywódców. Na dziedzińcu fabryki na kamienym postumencie — czołg weteran walk z okresu oblężenia, wyprodukowany tutaj w czasie wojny. Dzisiaj zakłady produkują ciężkie traktory. Dyrektor naukowo-techniczny, dr Aleksander Lubczenko z dumą mówi, że na Ukrainie: i w Kazachstanie nazywane są „bohaterami stepów“. pracują nie tylko w Traktory Związku Radzieckim i nie tylko w rolnictwie — z oprzyrządowaniem mogą służyć jako szyny na budowach i przy marobotach drogowych. Oglądamy montaż tych potężnych maszyn, na początku taśmy produkcyjnej — podstawowe elementy podwozia, na każdym kolejnym, stanowisku przybywa zespołów, na plac traktor zjeżdża już na własnym silniku. Zaskakuje szybkość montażu, czystość, precyzyjna organizacja. Jest jeszcze inny element budzący respekt. Wiele aparatury kontrolno-pomiarowej. Produkt końcowy jest pod każdym względem sprawdzony, dający pełną gwarancję sprawności. To wynik długoletniej walki o jakość. W stalowni nie widać hutników w tradycyjnych hutniczych fartuchach, nie widać ludzi w ogóle. Poszczególne operacje śledzi oko kamery telewizyjnej, zaś ludzie znajdują się przy pulpitach sterowniczych w oszklonej konsoice pod dachem hali, oddzieleni od żaru i pyłu. C5ły proces jest automatyzowany. Kiedy zbliżał się termin zakończenia Ieningradzkiej wizyty, zapytałem paru uczestników „Rejsu Przyjaźni“ o wrażenia. Będziemy długo pamiętać — Jestem pracownikiem Stoczni Gdańskiej — powiedział Adam Pilecki — pracuję jako tokarz na Wydziale Kadłubowym. Rejs do Leningradu jest dla mnie wielkim wyróżnieniem, trudno powiedzieć czy przed emeryturą, do której się zbliżam, spotka mnie większa radość. Jestem pierwszy raz w Leningradzie. Będę długo pamiętał ogromną serdeczność ludzi, z jaką się tutaj spotkałem. — Jestem zdumiony trzema rzeczami — powiedział Jan Bojda, doker portu szczecińi skiego — doskonałą organizacją mechanizacją prac portowych, wielką serdecznością ludzi i urodą miasta. — Byłam w fabryce im. Kirowa i w Zakładach Bałtyckich — mówi Urszula Skiba, elektromonter ze Stoczni Gdańskiej - należy z uznaniem powiedzieć o załogach tych zakładów. Są to naprawdę nowoczesne fabryki. Miasto, jego wspaniałe budowle zrobiły na mnie wielkie wrażenie, chciałabym je jeszcze raz zobaczyć. — Jestem w Leningradzie po raz drugi, porównuję to, co widziałem przed siedmioma laty — stwierdza Kazimierz Wróblewski z portu Gdańskiego. Widzę ogromne różnice. Rzuca się w oczy wysoka kultura i dyscyplina pracy. Byliśmy porcie, patrzymy na port oczyw ma ludzi znających zagadnienie. Podziwiać należy porządek i dobre rozwiązania transportu wewnętrznego, dobre drogi. Znakomicie wyposażona jest szkoła dla portowców, zresztą przez samych portowców. Po powrocie do kraju przekażemy nasze wrażenia o Rejsie Przyjaźni nie tylko na zebraniach partyjnych i związkowych, ale i w trakcie rozmów z kolegami. Wizyty takie są pouczające i bardzo pożyteczne. Gdy wieczorem „Skandynawia“ szykowała się do wyjścia w morze, mimo późnej godziny na leningradzkim dworcu morskim zebrał się spory tłum ludzi. Witano nas, jak się wita gości, żegnano jak dobrych znajomych, po imieniu. JAN TETTER II Powitanie polskiej delegacji w Leningradzie, gdy na pokładzie statku PLO „Skandynawia** zacumowano w porcie Fot. CAE g Morderca był na pogrzebie Podobno w redakcji dzienników TV zachował się film z pogrzebu Jana Gerharda. Musi to być ponury dokument. Jeśli zostanie odtworzony w czasie rozprawy przeciwko sprawcom morderstwa, ujrzymy na nim młodego przystojnego człowieka, podtrzymującego wdowę i córkę zamordowanego. Młody człowiek, odbierający kondoiencję, będzie w czasie ewentualnego wyświetlania tego filmu siedział na ławie oskarżonych. Jak się zachowa*? Na pogrzebie wydawał się ponoć przejęty. Relacjonując natomiast utrwalony na innym filmie w ramach eksperymentu śledczego przebieg wydarzeń, rozgrywających się w mieszkaniu Jana Gerharda, we wczesnych godzinach przedpołudniowych dnia 20 sierpnia ub. roku, nie zdradzał zdenerwowania. \ Ą LODY człowiek, .Zyg:\ |Vl munt Garbacki ma 27 lat. Nie'posiada' zawodü. Jest tak zwanym „wiecznym studentem“. Znacznie większe „osiągnięcia“ niż na polu naukowym ma jednak Garbacki w dziedzinie przestępczości. Władze śledcze obciążają dziś jego konto 21 zarzutami o popełnianie różnych przestępstw, dokonanych w okresie 5 ostatnich lat razem z różnymi wspólnikami spoza środowiska studenckiego. Od kradzieży portmonetek, wyjmowanych z kieszeni płaszczy . kolegów ze studiów, po kradzieże samochodów, włamania, aż do napadów rabunkowych, połączonych w jednym wypadku z uprowadzeniem niedoszłej ofiary — kasjerki z kwestury uczelnianej. Ten „obiecujący“ młodzieniec wszedł w życie rodziny Gerhardów jako narzeczony ich córki. W zasadzie akceptowany przez rodziców, bywa! u nich, zyskał ich zaufanie. Dość szybko w jego umyśle zrodził się pomysł, który stał się kanwą jednego z najbardziej wstrząsających dramatów. Zygmunt Garbacki, jak sam stwierdził w czasie śledztwa, rozumował tak: mając miłość córki, mogę sięgnąć także po pieniądze ojca. Przez to małżeństwo stanę się współspadkobiercą teścia. Ale na spadek trzeba poczekać. A ja czekać nie chcę. Więc, żeby przyspieszyć moment spadkobrania, trzeba usunąć spadkodawcę. Tym bardziej, że ten, nie będąc w zasadzie przeciwny wyborowi córki, postawił twardy warunek: młodzi muszą ukończyć studia. Garbacki wiedział, że spełnienie trudne, tego warunku będzie Przyszły jeśli nie niemożliwe. teść może przecież wykryć jego prawdziwą sytuację na uczelni. Nie chciał do tego dopuścić. i YGMUNT Garbacki zapoznał ze swym pomysłem, a może już raczej projektem usunięcia Gerharda, człowieka, do którego miał zaufanie — 26-letniego mechanika i kierowcę samochodowego jednego z warszawskich zaźkładów, Mariana Romana Wojtasika — "wspólnika innych przestępstw i przyjaciela. Ten przyjął projekt jak swój i teraz już dwa zbrodnicze umysły zaczęły pracować nad jego realizacją. Trwało to dość długo, wspólnicy chcieli bowiem opracować bezbłędny plan działania. Zbrodnię doskonałą. Myśleli o otruciu. Cyjanek w butelce z mlekiem. Odrzucili tę myśl. Podobnie jak inną - wrzucenie do szybu windy i przygniecenie dźwigiem. Odstąpili także od zamiaru użycia broni palnej. Działanie na otwartej przestrzeni wydało się im zbyt ryzykowne, po doświadczeniu z kasjerką Politechniki, która zdołała się im wyrwać. Pozostało mieszkanie i narzędzia, którymi można operować bez hałasu. W dniu 20 sierpnia około godziny 9, do przebywającego samotnie w mieszkaniu Jana Gerharda (żona i córka wyjechały) przyszedł Garbacki. W czasie krótkiej wymiany zdań w przedpokoju, do drzwi zadzwonił Wojtasik. Kiedy gospodarz otworzył drzwi i wpuścił przybysza, rzekomo trzymającego w ręku znalezioną przed drzwiami legitymację studencką Garbackiego i odwrócił się tyłem do tego ostatniego, otrzymał pierwszy cios łomem w tył głowy. Kiedy upadł, obaj wspólnicy, założywszy rękawiczki zaczęli dobijać swoją ofiarę. Kilka uderzeń łomem, ciosy sztyletem w plecy, duszenie paskiem. Dziś jeszcze nie sposób odtworzyć pełnego przebiegu tego, co działo się w mieszkaniu Jana Gerharda; który z oskarżonych zadawał jakie i ile ciosów, ustali sąd. Po zorientowaniu się, że'gospodarz nie żyje, mordercy przeszukali mieszkanie. Znaleźli niewiele. Wartość zrabowanych przedmiotów nie sięgnęła 10 tys. zł. Zabrali natomiast teczkę z nieważnymi papierami i wizytówki różnych ludzi, które miały następnie stanowić „legendy“, ułatwiające dalsze napady. w Po umyciu się i przebraniu ubrania zamordowanego, bandyci odjechali jego samochodem, który następnie pozostawili na parkingu przy jednej z ulic śródmieścia. 1 RGANA MSW ujawniły morderstwo w 9 godzin po jego dokonaniu, po zawiadomieniu ich przez dziennikarzy z redakcji „Forum“, którą Jan Gerhard kierował i do której w tym dniu, mimo zapowiedzi, nie przyszedł. W wieczornym dzienniku TV i w porannej prasie ukazał się komunikat o zbrodni i apel o skontaktowanie się z organami śledczymi osób, które w ostatnich dniach zetknęły się z zamordowanym. Na miejscu przestępstwa nie znaleziono wielu śladów, sprawcy mordu „pracowali“ w rękawiczkach. A przecież pewne ślady zostały odkryte — przy dzisiejszej technice śledczej prawie niemożliwe jest dokonanie owego, tak popularnego w literaturze kryminalnej przestępstwa „doskonałego“. Jeszcze raz potwierdziła się prawda, że wykrycie sprawców to jednak w przeważającej ilości przypadków kwestia czasu. W tym wypadku czas był drogi. Zbrodnia, dokonana na osobie znanego człowieka — pisarza i publicysty, posła, zbulwersowała opinię publiczną. Kierownictwo MSW uruchomiło wszelkie możliwe środki. Powołano grupę specjalistów, ZBIGNIEW LAKOMSKI (DOKOŃCZENIE NA STR. 4? P RZEMIANY dokonujące się w życiu publicznym w okresie pogrudniowym wytworzyły nową sytuację także w literaturze, w twórczości literackiej. Ostatni zjazd Związku Literatów Polskich w Łodzi dal nikły raczej wyraz opiniom i przemyśleniom odnoszącym się do samej literat ury, do jej treści, jej zadań i obowiązków wobec odbiorcy. Doniost ość tego zjazdu daje się określić trafniej w kategoriach organizacji życia związkowego, co z natury rzeczy mniej interesuje czytelnika. Dla tego czytelnika ważna jest przede wszystkim twórczość, a więc dzieło literackie, książka, tekst - one są rzeczywistym sprawdzianem ożywienia, rozwijania koncepcji, programów, form artystycznych. -W dyskusji zjazdowej nie podejmowano tego rodzaju zagadnień. Być może — słusznie, w końcu myśl literacka nie rodzi się w myśl praw kalendarza imprez organizacyjnych, dojrzewa powoli — i jeśli ma być istotnie myślą wartościową, nie należy jej przynaglać z prze ldnym pośpiechem. -Mi mo wszystko jednak uważniejszego obserwatora bieżącego życia literackiego i czytelnika książki , współczesnej ogarniać zaczyna pewne zniecierpliwienie: ukazujące się pozycje wydawnicze nie dają powodu, aby mówić o nowych, głębszych, szerzej zakrojonych ambicjach naszych pisarzy, czego można byłoby przecież oczekiwać. Nader skromne są treści wnoszone do dość leniwyrr nurtem biegnących dyskusji w czasopismach literackich, dc recenzji o nowych książkach. Można byłoby wskazać na pewne oczywiście momenty usprawiedliwienia tego rzeczy, przede wszystkim stanu zaś na rozwlekłość tzw cyklu produkcyjnego książki. Teksty, które czytamy dzisiaj, napisane zostały, jak dobrze wiemy na długo przed grudniem i zapoczątkowanymi przez gru: dzień przemianami, jako czytelnicy żywimy się wciąż strawą dobrze odstałą i przestygłą. Czasopism jednak wyjaśnienie takie usprawiedliwić nie może,. czasopisma z natury swego powołania reagować powinny żywo i szybko na inspiracje dnia bieżącego, stymulować krystalizację stanowisk artystycznych, budzić spory, dawać wyraz istniejącej przecież różnorodności poglądów. Wymiana opinii tego rodzaju jest bez porównania żywsza w innych dziedzinach życia publicznego, w dyskusjach naukowców, techników, organizatorów gospodarki. W literaturze trwa stan przedłużającego się wyczekiwania. Najciekawsze publikacje ostatnich miesięcy — to teksty wybitnych pisarzy o sprawach sprzed lat piętnastu, trzydziestu i pięćdziesięciu, teksty z całą pewnością pożądane, a nawet oczekiwane od dawna, zachowujące jednak swą wartość z historycznego punktu widzenia, nie stanowiące natomiast pożywki dla przemyśleń spraw dzisiejszych i jutrzejszych. Dla przemyśleń spraw dzisiejszych... Sam należę do gorliwych czytelników książek historycznych różnego rodzaju i nieraz dawałem wyraz swoim gustom w tej mierze. Treści bardzo nawet odległej w czasie historii objawić mogą najrozmaitsze pokrewieństwa i analogie z naszymi dzisiejszymi doświadczeniami i obdarzeni odpowiednim talentem pisarze umieją czasem ukazać pokrewieństwa te w sposób bardzo wyrazisty. Nie ulega jednak wątpliwości, że ideowo-artystyczne zadania literatury dają się dyskutować, określić, ocenić — tylko poprzez jej treści współczesne. Poprzez to właśnie, jak ona widzi i rozumie współczesność, co w niej uznaje za ważne, co w niej — by tak rzec — przeżywa. Temat współczesny jest najistotniejszym sprawdzianem jej obecności w życiu duchowym społeczeństwa, to jest oczywistość zasługująca na przypomnienie teraz właśnie bardziej niż kiedykolwiek. Bez nie ustających prób w tym względzie, bez głębszych ambi-cj] i szerszych możliwości — literatura grzęznąć musi nieuchronnie w akademizmie, zamykać się w granicach jałowych eksperymentów, szukać olśnień w egzotyce środowisk izolowanych, będzie uczona albo zawzięcie nowatorska i martwa.. Przyznajmy pisarzom, co im należy: problematyka współczesna była przez kilka lat traktowana w szczególny sposób. Wydawnictwa dawały wiele miejsca w swych planach dla książek tego rodzaju, na różne sposoby, m. in. przez konkursy literackie, zachęcały pisarzy do podejmowania tematów współczesnych. A równocześnie objawiały daleko, zbyt daleko idącą ostrożność przy akceptacji takich książek. Przedłużały się debaty nad nimi, mnożyły zastrzeżenia i żądania poprawek. Każdy ambitniej pomyślany utwór, dający obraz współczesności, stawał się swego rodzaju kłopotem wydawcy ł autora. Zachętom i stypendiom towarzyszyła drugiej strony surowość ocen, z granicząca z podejrzliwością. Tak się rodziła niechęć pisarzy do pracy nad problemami dnia dzisiejszego. Niechęć uzasadniona różnymi doświadczeniami, długim oczekiwaniem na druk, wymaganiami poprawek, naruszających integralność wizji artystycznej. W rezultacie, ukazujące się książki o sprawach współczesnych dawały tylko cząstkowy obraz naszego czasu, omijały jego konflikty, zamazywały dramaty. Dzisiaj pisze się o „nijakości“ tych książek. Nijakości popieranej rzekomo przez krytykę. To nie jest prawda, że krytyka popierała nijakość. Krytyka pamiętająca o obowiązkach ideowo-artystycznych literatury popierała te ambicje, które służyły rozwojowi problematyki współczesnej. Wyróżniała te książki innymi, zwracała na pomiędzy nie uwagę czytelników, wierząc, że zasługują one na wyróżnienie nawet wówczas, kiedy zdradzają swoje artystyczne niedostatki i ułomności. Nie o budowanie hierarchii chodziło tutaj, tylko osiągnięć o podkreślenie znaczenia tego właśnie kierunku zainteresowań. W jakiej mierze zwiększyły się dzisiaj szanse uprawiania tematyki współczesnej? Nie ulega wątpliwości, że odpowiedź na podobne pytanie nie może ograniczać się do wspomnianej wyżej kwestii ostrożności wydawców. Granice tej ostrożności nie ustalają się w sposób mechaniczny, zależą one w ogromnej mierze od tego, co nazywamy klimatem życia kulturalnego, od możliwości konfrontowania opinii kierownictwa politycznego z przemyśleniami i nastrojami pisarzy, od wzajemnie żywionych intencji, od stopnia współudziału pisarza w dążeniach zbiorowych budującego socjalizm społeczeństwa, od jego poczucia współodpowiedzialności za ten proces. Mandat ideowego powołania daje pisarzowi jego troska o stan duchowy jego zbiorowości. Ta troska nie jest jednak jego wyłączną własnością. w tym względzie jest pisarz współuczestnikiem dążeń ogólnych, dzieli tę troskę razem z innymi i tym silniej, tym dobitniej, może jej dawać wyraz, im trafniej i głębiej wyczuwa cele, do których dąży zbiorowość. Sankcję śmiałości i bezkompromisowości pisarza stwarza właśnie klimat powszechnej pracowitości i gospodarności, powszechnego przeświadczenia o słuszności obranej drogi, przeświadczenia o tym, że konflikty i dramaty naszego' życia nie są niebezpiecznym zagrożeniem dla tych celów, są natomiast nieuniknioną, naturalną — by tak rzec — konsekwencją zbiorowych zamierzeń. Mówiąc w pewnym uproszczeniu: pisarz tym ambitniej podejmować może problemy współczesne, tym ostrzej rysować rzeczywistość, im bardziej jego przyszły czytelnik staje się świadomym obywatelem i współgospodarzem dobra ogólnego. Dlatego właśnie ogólny klimat życia społecznego ma tak istotne znaczenie dla rozwoju samej literatury. Dobra, ambit, na literatura urodzić się może tylko w atmosferze społecznego pobudzenia, w atmosferze gospodarności i nadziei, w at-mosferae ogólnego przekonania, że zamierzone cele ludzie potrafią i są w stanie zrealizować. Tak było już nieraz w historii, w tej atmosferze rodziła się wielka literatura renesansu, te nastroje inspirowały reformatorską literaturę Oświe. cenią, by sięgnąć do przykładów szczególnie wymownych Przykłady dalekie — powie sceptyk. Zapewne. Przy wszystkich jednak różnicach możemy odszukać i podobieństwa Klimat gospodarności i wzajemnego zaufania nie wytwarza się z dnia na dzień, ani nawet z roku na rok, jest to sprawa wytrwałości, pewnego uporu, pewnego w końcu wysiłku wewnętrznego. Demokracja nie na tym polega, że się przychodzi do gotowego, że się siada przy zastawionym już stole. Klimat, o jakim tu mowa, trzeba wypracować w tej samej mierze, w jakiej wypracowuje się wszystkie inne dobra ogólne. Ustawy i dekrety mogą stworzyć tylko podstawy, ogólne ramy dla działań zbiorowych, rzeczywiste powodzenie zamierzonych procesów zależy od praktycznego postępowania ludzi. IZY literatura potrafi ,stać się żywą wyrazicielką tych przemian i związanych z nimi nieuchronnie konfliktów różnego rodzaju? Czy będzie w stanie przezwyciężyć ten stan wyczekiwania, ostrożności, specyficznej bezradności wreszcie? Czy zdolna będzie podjąć tematykę współczesną! Istnieje uzasadnione przekonanie, że jesteśmy świadkami rozpoczynania się nowej fazy w jej powojennych dziejach, że inaczej kształtować się będzie i kształtować się może jej udział, jej obecność w życiu duchowym społeczeństwa. Czytelnik zdaje się czekać na jej głos i jej światłą myśl, na nowe, z nowej inspiracji urodzone książki. Wiele zależy od mądrej polityki Ale istota rzeczy kulturalnej. kryje się gdzie indziej: sam pisarz wypracować sobie musi odpowiadające interesom zbiorowym i trwale zarazem imponderalńiia swego zawodu. Potrzebny będzie czytelnikowi wtedy, kiedy zdoła wyrazić jego nadzieje, jego rozterki, jego w końcu historyczny los. Wokół tematyki współczesnej WŁODZIMIERZ MACIĄG