Trybuna Ludu, lipiec 1972 (XXIV/182-212)

1972-07-04 / nr. 185

Wtorek, 4 li pea 1972 r. — Nr 18S ———^■**—■*»—■———- i ^— Trybuno Ludu }' 2 „Orbisem” po Polsce Skromna oferta Kiedy do „Orbisu" w Warszawie zadzwonił nasz rodair z odległego sianu a­­merykanskiego Ohio, aby zamówić sobie jedno miej­­see nad polskim morzem — pracownicy naszej placów­ki byli bezsilni. Musieli od­mówić. Sezon turystyczny zaczął się w tym roku wcze­śniej niż w latach ubieg­łych. Wszystkie miejsca, ja­kimi dysponował „Orbis" sprzedane zostały już w styczniu. Na Uście „Orbisu“ znajduje się około stu wycieczek polo­nijnych, którym trzeba byłe odmówić przyjęcia w Polsce, względnie zaproponować inny termin, lub inne miejscowości do zwiedzania. Główną tego przyczyną jest brak miejsc w hotelach, W ubiegłych latach nikt nie odpowiadał na apele o budo­wanie wielkich hoteli o świato­wym standardzie. Istniejące ho­tele nie zapewniają miejsc tu­rystom zagranicznym, którzy coraz liczniej przyjeżdżają dc Polski, Na- jedno miejsce w le­pszym hotelu jest zawsze dzie­sięciu kandydatów. Najtrudniej zakwaterować turystów w Warszawie. Propozycje hotelowe '„Orbis“ opracował program rozwoju hotelarstwa. Wykazał, że warto budować hotele — koszty zwracają się w ciągu pięciu lat. Hotele są tym po­trzebniejsze. że nasila się. na­pływ turystów polonijnych dc kraju, co ma znaczenie nie tyl­ko turystyczne. Kontynent amerykański prze­żywa zjawisko turystyki etni­cznej — Włosi jadą na urlop do Włoch. Niemcy do Niemiec, a Polacy do Polski, nawet gdy­by w innym kraju mieli o wie­le lepsze warunki i taniej pła­cili. Innym zjawiskiem obecnej turystyki polonijnej jest fakt, że w odróżnieniu od lat poprze­dnich nasi rodacy nie chcą się zatrzymywać u swoich rodzin, lecz pragną mieszkać w hotelu Żądają komfortowych warun­ków, nigdy się nie zdarzało, by puste stały apartamenty Pierwszą jaskółką, która mo­że uczyni wiosnę dla warszaw­skiego hotelarstwa, jest budo­wa (przy współpracy szwedz­kiej) wieżowca na 1500 miejsc, powstającego na rogu Marszał­kowskiej i Alej Jerozolimskich Może warto, przy obecnym bra­ku własnej bazy przerobowej w budownictwie, sięgnąć do współpracy także z innymi fir­mami zagranicznymi? Wczasy za wczasy Póki co — „Orbis“ szuka jeszcze innych rozwiązań. Po­szukuje luksusowych kwater pry vvatnych, w których można byłoby lokować turystów za­granicznych, względnie krajo­wych, uwalniając w ten sposób w hotelach miejsca dla przy­byszów z zagranicy. „Orbis“ zdecydował się nawet na atrak­cyjne propozycje pod adresem związków zawodowych. Pra­cownikom związków, dysponu­jących dobrze wyposażonymi domami wczasowymi, proponu­je wczasy w Bułgarii, Rumunii a nawet w' Jugosławii, na za­sadzie dzień za dzień, aby w1 kraju ulokować turystów za­granicznych. Aż dziwne, ze propozycja ta nie znalazła wie­lu zwolenników. Usprawnienia Dla lepszej obsługi „Orbis“ wprowadził wycieczki zaczy­nające się w stałych dniach ty­godnia. Są to wycieczki jedno lub dwutygodniowe i cieszą się dużym powodzeniem wśród Po­lonii, głównie amerykańskiej i kanadyjskiej. Wycieczki stanowią 15 proc. ogólnej liczby turystów obsłu­giwanych przez „Orbis“. Dla nich układa się atrakcyjne tra­sy turystyczne, lub kieruje się na cały pobyt do jednego z ośrodków wypoczynkowych, głównie do Zakopanego i Kry­nicy, Przybysze z zagranicy mogą na dogodnych warunkach ko­rzystać z wypożyczalni samo­chodów i samodzielnie zwie­dzać nasz kraj. Orbisowskie wypożyczalnie dysponują po­nad 250 samochodami. Pomoc „Polonii' Dzięki pomocy Towarzystwa „Polonia“, turyści mają pilo­tów w czasie swych podróży po Polsce. Towarzystwo pomaga w szkoleniu pilotów turystycz­nych, zwłaszcza dla środowisk polonijnych. Nie ma takiej wycieczki po­lonijnej, która będąc w War­szawie nie zostałaby przyjęta w siedzibie Towarzystwa „Polo­nia“. Niezależnie od tego — towarzystwo organizuje przy­jazdy grup Polaków z zagrani­cy na rozmaite kursy folklory­styczne, spotkania naukowe, kursy języka polskiego i wie­dzy o Polsce, festiwale polonij­nych zespołów Jest to niezwykle artystycznych. pożyteczna działalność .Polonii“, tym bar­dziej więc placówki turystycz­ne i „Orbis“ powinny iść to­warzystwu na rękę — kiedy potrzebuje dla swych gości au­tokaru czy samolotu. Dotych­czasowa praktyka wskazuje jednak na wiele niedociągnięć w tej dziedzinie. ZENON LANG Huta „Głogów” eksportuje ZIELONA GÖRA (Inf. wł.). W roku bież. Huta Głogów przeznaczając na rynki zagra­niczne 39 proc. całej produk­cji miedzi elektrolitycznej a­­wansowała do czołówki krajo­wych eksporterów. Głogowska miedź katodowa toruje sobie drogi zbytu w NRD, Szwecji w Niemczech zachodnich, Au­strii i Anglii, gdzie zyskała najwyższe oceny. Głogowscy hutnicy, w poro­zumieniu z górnikami, zade­klarowali w br. dodatkowe produkcję 4,5 tysiąca ton mie­dzi katodowej, wartości 271 milionów zł, przeznaczonych w całości na eksport. Oferty eksportowe głogow­skiej huty stały się realne przede wszystkim w wyniku dobrej roboty budowniczych — autorów 8-miesięcznego skró­cenia cyklu inwestycyjnego oraz załogi eksploatacyjnej, która ograniczyła do połowy 18-miesięczny okres dyrektyw­nego dochodzenia do planowa­nych mocy na wydziale ele­ktrolizy. (sub) Gdzie Warta wpada do Odry Entuzjaści K OSTRZYN nazwano w czasie ostatniej wojny kluczem do Berlina. W 1945 roku Armia Ra­dziecka i wojska hitlerowskie dziewięciokrotr.ie wyrywały sobie ów klucz z rąk. Miasto zostało kom­pletnie zrujnowane. Zaraz po wojnie 90 proc, dom­­ków rozebrano na cegłę. Pozostał dworzec, podziura­wiona, ze zwalonym kominem fabryka celulozy, kilka­dziesiąt domów rozrzuconych na dużej przestrzeni, Położenie w miejscu, gdzie Warta wpada do Odry, wśród wielkich kompleksów leśnych, wyznaczyło miastu nową rolę. Tam, gdzie jest drewno i wo­da, powinno się produkować celulozę. Odbudowano więc fabrykę, później rozbudowano, stawiając dwie wielkie maszy­ny papiernicze. Ruszyło bu­downictwo mieszkaniowe. Schematyczne początki Kostrzyn ożył. Do miasta, położonego nad samą granicą, oddalonego od większych o­­środków miejskich, cierpiącego na brak męskiej siły roboczej, przyjeżdżało wielu ludzi z zagmatwanymi życiorysami. Knajpa była scem , spotkań jedynym miej­towarzyskich, nierzadko porachunków. Han­del rachityczny, usługi rów­nież. Gdy się mówiło Kostrzyn, rozkładało się równocześnie ręce. Trudne środowisko, zni­szczona infrastruktura, kresy województwa, brak inicjatywy ...chora tkanka. I oto w 1969 roku przyje­chał dyrektorowgć^kostrzyń­­skiej Fabryce Celulozy i Pa­pieru nowy człowiek, Euge­niusz Olczak. Załoga i miesz­­tettcymTltSśłi., proc. z fabryką, związani w 90 potraktowali to jako kolejną zmianę warty. Wtedy wszyscy się mylili. Obecnie wszyscy kostrzynianie przyznają to otwarcie. Dziś ciągną do Kostrzyna jak do Mekki delegacje z całego nie­mal kraju, aby podpatrywać kostrzyńskie inicjatywy. Dele­gaci wyjeżdżają pełni podzi­wu, ale z bardzo skąpymi za­pisami w notesach. Aktywiści „Celulozy“ dają gościom, naj­ogólniej rzecz biorąc, jedną radę: Trzeba określić sobie cel, wyjaśnić jego sens zało­dze, obliczyć środki i działać szybko, bo nie ma nic gorsze­go jak opadnięcie fali entu­zjazmu. Tę mądrą maksymę wygłosił nowy dyrektor, gdy wziął się do rozplątywania kostrzyńskich zawiłości. Na początku załatwiono w fabryce rzecz pozornie drobną, ale posiadającą ogromne zna­czenie dla wszystkiego, co u­­czynione zostało później. Na pierwszym spotkaniu z załogą dyr. tych samych Olczak wysłuchał uwag, których wysłuchiwali jego poprzedni­cy: złe zaopatrzenie, brak usług, brak rozrywek kultural­nych, wszędzie kolejki... Nie ma miejsc pracy dla żon i có­rek pracowników. Minęło od tego zebrania za­ledwie kilka tygodni, gdy na terenie fabryki otwarto dwa sklepy, Nowy dyrektor zauwa­żył to, obok czego przechodzo­no dotychczas obojętnie. W dwóch,- licho wie po co tak wielkich, wartowniach były nie wykorzystane pomieszcze­nia. W nich to właśnie urzą­dzono sklepy. Minęło znów kilka tygodni i w wygospodarowanych po­mieszczeniach; przebudowa­nych i powiększonych, otwarto stołówkę. Korzysta z niej około 500 pracowników. Potem o­­twarto bar mleczny czynny całą dobę. W innych wygospo­darowanych pomieszczeniach urządzono wygodne Najpilniejsze postulaty szatnie załogi zostały spełnione. Ludzie za­częli uważnie przyglądać się dyrektorowi. A później zrobiono rzecz za­dziwiającą. społecznym, Załoga w czynie przy bardzo skromnej pomocy Związku Za­wodowego Chemików i władz wojewódzkich, zbudowała ką­pielisko, jakiego może poza­zdrościć każde miasto. Basen o wymiarach szatnie, natryski, olimpijskich, ławeczki w zieleni. Zbudowano ten basen w ciągu trzech miesięcy. Ko­strzyńskie „trudne środowi­sko“ dało koncert roboty. Ochotnicy pracowali na trzy zmiany. Ci, dla których bra­kło zadań czy narzędzi, przy­chodzili z pretensjami do Ko­mitetu Zakładowego. Następnie zorganizowano najładniejsze chyba w woje­wództwie ogródki działkowe. Rozwiązano dziesiątki drob­niejszych spraw. Kostrzyńskie domki Wreszcie „wyskoczyły“ słyn­ne już w kraju domki ko­strzyńskie. Dla coraz liczniej­szej załogi ciągle brak jest mieszkań. Równocześnie za­kład dopłaca do hoteli i do bi­letów dla dojeżdżających po­nad 3 miliony złotych rocznie... Z prostego rachunku wynikało więc, że zakładowi — poza wszystkimi innymi względami — opłaci się pomagać pracow­nikom przy budowie własnych domków. Pytanie, jaka to ma być po moc? Ma się pracownik przy budowie „uszarpać“, czy zbu­dować dom szybko, przy moż­liwie najmniejszym wysiłku? Zbudować oczywiście tanio. Po długich dyskusjach na KSR postanowiono, że fabryka zorganizuje poligon dla pro­dukcji prefabrykatów, będzie świadczyć usługi transporto­we, organizować w pełni za­opatrzenie materiałowe, do­radztwo fachowe itp. Rada wzięła na siebie załatwianie wszystkich spraw formalnych. Z Zakładowego Funduszu Mieszkaniowego kredytuje się budowę do stanu surowego zamkniętego. Tak więc wy­starczy mieć chęci i 2400 zł na wykup 500-metrowej działki, aby rozpocząć budowę Budowę rozpoczęto we wrze­śniu ub. roku. W pierwszych kilku domkach już mieszkają ludzie. Do pierwszego domku na fabrycznym osiedlu właści­ciel wprowadził się równo­cześnie z właścicielem jedyne­go domku, jaki „prywatnie" zbudowano w Kostrzynie w ciągu 27 ostatnich lat Pracownicy „Celulozy“ bu­dują 50 domków jednorodzin­nych. To naturalnie nie za­spokoi wszystkich potrzeb. Więc aktyw „Celulozy“ wy­stąpił z nową inicjatywą. Roz­poczęto budowę piętrowych szeregowców przez Samodziel­ny Oddział Inwestycji. Będą to mieszkania typu lokator­skiego. Każdy, kto chce uzys­kać takie mieszkanie, musi sam wykonać materiały ścien­ne i stropowe. Jak w przypad­ku domków, zakład daje dar­mo żużel, wapno odpadowe, żwir, piasek. Wartość prefa­brykatów będzie odliczona właścicielowi mieszkania od kosztów budowy. Liczba ama­torów przekracza możliwości. Dopiero 1000 dni. Ledwie rozpoczęto budowę szeregowców, a już otwarto nowy front robót dla entuzja­stów przekształcania Kostrzy­na w miasto, które ma impo­nować regionowi. Przykry problem dla Ko­strzyna stanowią nadwyżki żeńskiej siły poważne robo­czej. W ubiegłym roku dyrek­cja fabryki, aby ten problem złagodzić, zaadaptowała fa­bryczną świetlicę na pomie­szczenie produkcyjne i zaczęła wytwarzać w ramach tzw. pro­dukcji ubocznej, papier śnia­daniowy, torebki, obrusy pa­pierowe. Zatrudniono 200 ko­biet. Ale ponieważ nie samym Chlebem... Załoga przystąpiła, także w czynie społecznym, do budowy domu kultury. Remontuje adaptuje na ten cel zniszczony i w czasie wojny duży, cztero­piętrowy budynek fabryczny. „Kostrzyńska rewolucja“ trwa dopiero 1000 dni. Ludzie sami wymazali pójęcia: Te­xas, trudne, środowisko, opłot­ki. Kostrzyn zbliżył się do świata. To dopiero część tego co dokonały niespokojne du­chy' z miasteczka, koło którego Warta wpada do Odry, JERZY NOGIEC Pod przyszły most Na obu brzegach Wisły widać już wyraźnie zarysy mostu Łazienkowskiego. Na stronie Czerniakowa i Sas­kiej Kępy pobudowano u­­mnenienia- które będą słu­żyć do zatapiania kesonów pod przyszły most. Na zdję­ciu: budowa od strony Gzerniaknwa. Fot. CAF — IRINGK MLEKO W PROBÓWCE Wydział Technologii Mle­czarskiej i Żywności olsztyń­skiej Wyższej Szkiły Rolni­czej, obok kształcenia poszuki­wanych w kraju faciowców tej specjalności współpracuje z przemysłem w rozwiązywaniu wielu problemów technologicz­nych, Z opracowanych tu sposo­bów produkcji i receptur no­wych serów — „kortowskiego" i „popularnego“, mlecznego na­poju „polkrem“ — korzystają liczne mleczarnie. Nie tak dawno znalazła dro-gę do produkcji technologia przyrządzania specjalnego pre­paratu białkowego o walorach dobrego sera. Produkt ten, cc godne podkreślenia, zawiera wiele wartościowych składni­ków mleka, odprowadzanych dotychczas wraz z serwatką. Olsztyńscy naukowcy zapo­wiadają nowe receptury, któ­rych opracowanie dobiega koń­ca. Nie czas mówić o szczegó­łach, warto podkreślić jedno wszystkie te prace zmierzają do pełniejszego wykorzystania składników mleka. Badania bowiem wykazują, że przez sto­sowanie nowoczesnych recep­tur i dodatków można z tej sa­mej ilości mleka wyproduko­wać nawet o 25 proc. więcej sera. I jeszcze jedno — wszys­tkie te prace prowadzone są, z myślą o zastosowaniu w prze­myśle. Na zdjęciu (od lewej) — ma­gistrant Tadeusz Królik, dr Jerzy Rymaszewski uraz mgr Zbigniew Śmietana dokónuią oceny nowego produktu biał­kowego. (mik) Fot. — A, NOWOSIELSKI Na potrzeby motoryzacji (Inf. wł.) W Pustelniku k/Warszawy, w piw. Wołomin, ruszy w sierpniu br. budowa fabryki okładzin ciernych ha­mulcowych i sprzęgłowych. Fabryka pozwoli w sto­sunkowo krótkim czasi« na zaspokojenie potrzeb krajo. wych i zrezygnowanie z impor. tu okładzin. Na licencji Jak poinformował nas przed­stawiciel generalnego projek­tanta — „Motoprojektu“, inż. Jan Sobczak, będzie to fabryka na wskroś nowoczesna, o wy­sokim stopniu zmechanizowa­nia i zautomatyzowania prac, Zakupiono licencję z firmy Texar z NRF, która dostarczy nam dokumentację technolo. giczną Oraz wyposażenie fabry­­ki Koszt inwestycji wyniesie 1.300 min zł. Lokalizując fabry­kę w Pustelniku, kierowano się m. in. bliskością Warszawy i jej zaplecza naukowego. W Pustelniku pracuje również za­kład z pokrewnej branży. Z czasem zamierza się włączyć ten zakład do powstałej fabry­ki okładzin i w ten sposób zwiększyć potencjał produk­cyjny całości oraz rozszerzyć asortyment. W ciągu 27 miesięcy Ustalono, że generalnym wy. konawcą będzie warszawski „Kablobeton“. Dwie podstawo­we hale produkcyjne dostarczy „Mostostal“ i zmontuje je do końca przyszłego roku. Co naj­ważniejsze — zdecydowano, że inwestycja ta będzie realizo­wana w przyspieszonym tem­pie. Zamiast w 40 miesięcy, fabryka powstanie w 27 mie­sięcy, a w pierwszym kwarta­le 1975 r. będzie już po rozru­chu technologicznym i dostar­czeniu pierwszej produkcji. Pomyślano także o inwesty­cjach towarzyszących. Około 50 min zł wydzielono na budow­nictwo mieszkaniowe i podsta­wowe usługi dla przyszłej zało­gi. Wysoko wydajne filtry za­pewnią, że zakład nie będzie emitował pyłów w atmosferę. Budować się też będzie równo­legle oczyszczalnię ścieków. TKR KORESPONDENCYJNE ROZMOWY Stanislaw U. - pracownik jednego z zakładów przemysłu te' renowego w woj. łódzkim - otrzymał wypowiedzenie z pracy. Sta­nisław U. stwierdza: jestem jedynym żywicielem rodziny. To praw­da. Czy jednak fakt, iż jest się jedynym żywicielem rodziny zaw­sze i w każdej sytuacji stanowi niejako automatyczną, społecz­no prawną „klapę bezpieczeństwa", uniemożliwiającą wręczenie wypowiedzenia? Czytelnik pisze: „(...) Za­trudniono mnie na próbny. Następnie w tym okres ok­resie otrzymałem wypowiedze­nie. Po czym wypowiedzenie cofnięto, przesuwając jego termin. Pomijając fakt, że ja­ko jedynemu żywicielowi nie należy wypowiadać pracy, u­­ważam, że wypowiedzenie jest nieważne, gdyż w związku anulowaniem pierwotnego ter­z minu należy obecnie wręczyć normalne nowe wypowiedze­nie. Poza tym jest jeszcze kwe­stia tego. że nie wiem, dlacze­go mnie zwolniono i kwestia szkody, jaką poniosłem w związku z nieterminowym przesłaniem mi świadectwa i opinii, wskutek czego miałem trudności w uzyskaniu nowej pracy (...) Nawarstwiło się w tej spra­wie sporo rozmaitych kwestii. Myślę, że zacząć trzeba od za­gadnienia największym odznaczającego się ładunkiem spo­łeczno-prawnym, a mianowicie od sytuacji rodzinnej Stanisła­wa U. i jego „statusu“ jako jedynego żywiciela. Faktycznie — na utrzyma­niu żona, która nie pracuje. Faktycznie — dwoje dzieci w wieku szkolnym. Wydawałoby się: typowa sytuacja, w której nie sposób pominąć znanych ustaleń, nakazujących otacza­nie jedynych żywicieli szcze­gólną opieką. Zwłaszcza, że nie wchodzą w grę żadne oko­liczności, związane z drastycz­nym naruszeniem obowiązków pracowniczych. to Tak, ale proszę zważyć: byl okres próbny. A okres próbny jest instytucją o szczególnym przeznaczeniu: ma on przecież na celu zorien­towanie się kierownictwa Za­kładu pracy w przydatności zatrudnionego; ma on rów­nież — nawiasem mówiąc — na celu zorientowanie się pra­cownika w warunkach, jakie zastaje w nowym środowisku. Jeśli kierownictwo zakładu dochodzi do wniosku, że nowy pracownik nie da^ sobie do­statecznie rady, nie jest opera­tywny, nie wykazuje tych zna­mion, tych kwalifikacji zawo­dowych i ogólnych, które nie­zbędne są do pełnienia obo­wiązków, ma pełne prawo wręczyć wypowiedzenie. Zresztą i naszemu orzecznic­twu problem ten nie jest ob­cy. W jednym z orzeczeń Sąd Najwyższy wyraźnie stwier­dza, że jeśli, wypowiedzenie dokonane zostało w okresie próbnym, nie można bronić się sytuacją jedynego żywicie­la. „(...) Należy stwierdzić, że okoliczność taka nie może stać na przeszkodzie do rozwiąza­nia przez zakład pracy — za wypowiedzeniem — umowy o pracę zawartej na próbę (.„)• Pogląd przeciwny prowadziłby do przekreślenia celu oraz społecznego sensu instytucji umowy o pracę, zawartej na próbę. Instytucja ta ma bo­wiem służyć społecznej po­trzebie sprawdzenia w okre­sie próbnym przydatności pra­cownika na określonym stano­wisku i to bez wzglę­du na jego stan majątkowy i ro­dź i n n y“. Wydaje się jednak, że pow­szechna, krytyczna ocena pra­wa zakładu pracy do nieinfor­mowania pracownika o przy­czynach zwolnienia dokonane­go za wypowiedzeniem,, ze szczególną wyrazistością uwi­dacznia się właśnie w związ­ku ze zwolnieniem w okre­sie próbnym. Przecież rzeczywisty, społeczny sens próby polega m. in. na tym, by pracownik wiedział c c mu się zarzuca, dlaczego uważa się go za nieprzydat­nego, nad czym ma popracować, by kwalifikacje stały się pełniejsze. O ile za­tem Czytelnik nie ma racji u­­ważając, że żywiciela“ w „status jedynegc ogóle bro­ni go przed zwolnieniem, o tyle słuszna jest jego uwaga, dotycząca braku informacji o przyczynach podjęcia nieko­rzystnej dla niego decyzji. A teraz sprawa terminów. Otóż jest to błąd, na który w rozmowach Z Czytelnikami na­potykam dość często. Rzecz przedstawia się następująco: wbrew wyrażanym w listach poglądom, jeśli termin wypo­wiedzenia pracy przedłuża się o oznaczony okres, to nie ma żadnej prawnej potrze­by ponawiania wypowiedze­nia. Jeśli na prośbę Stanisla-wa U. przedsiębiorstwo prze­dłużyło okres wypowiedzenia o dwa tygodnie, a Stanisław U. zgodził się na owe dwa ty­godnie, to bynajmniej nie na­stąpiło nawiązanie „od nowa“ stosunku pracy, lecz jedynie zawarcie umowy na czas ściśle dla porządku określony. Jest to prawnego dość istotna kwestia. Natomiast w świetle doku­mentacji nie może być żad­nych wątpliwości co do naru­szenia prawa . przez zakład w sprawach związanych z termi­nem przesłania świadectwa i opinii. Świadectwo — jak wiadomo — wręczać trzeba pracowni­kowi bezzwłocznie. Wobec te­go, że Stanisław U. zawiady­wał sekcją, a więc pełnił obo­wiązki pracownika o stanowi­sku kierowniczym, nie ulega również wątpliwości, iż obc wiązkiem zakładu było bez­zwłoczne przygotowanie oni­­nii Dyrekcja wyjaśnia: nie są to rygory bezwzględne, bo­wiem my przyjęliśmy Stani­sława U. bez takich dokumen­tów. Doprawdy, trudno wy­jaśnienie owo traktować po­ważnie. Jest sprawą dyrekcji, dlaczego przyjęła pracownika na kierownicze stanowisko bez odpowiedniej dokumentacji. Nie może to jednak stanowić żadnego uzasadnienia dla o­­czywistego łamania przepisów, które przewidują obowiązek wręczenia w każdym wypadku świadectwa pracy i w określonych wy­padkach opinii. Jeśli Stanisław U. udowod­ni, że na skutek niedbalstwa dyrekcji miał trudności w u­­zyskaniu pracy, dyrekcja nie będzie dysponowała żadnymi argumentami obronnymi. nie warto zatem pomyśleć Czy polubownym załatwieniu spra­o wy? Zarówno normy prawne, jak i zasady współżycia spo­łecznego dopuszczają takie możliwości. JAN BRODZKI Nawarstwiło się... Modernizacja szos opolskich OPOLE (Inf. wł.). Moderni­zacji poddaje się wszystkie ważniejsze szlaki komunikacyj­ne w regionie. W minionej bieżącej pięciolatce zmoderni­i zuje się w województwie oko­ło 820 km dróg państwowych, tj. blisko 1/3 Zmodernizowano ich długości. już odcinek trasy E-22, biegnącej z Wrocła­wia przez Brzeg, Opole, do Katowic. W rejonie Brzegu wybudowano obwodnicę, po­zwalającą ominąć miasto, a ko­ło Strzelc Opolskich dojazd do odcinka autostrady, prowadzą­cej w kierunku Gliwic Zakończono modernizację odcinka drogi Racibórz - Głub­czyce. W bieżącym roku kończy się modernizację ponad stuki­­lometrowej trasy, wiodącej od granicy z Chałupkach, Czechosłowacją w przez Racibórz, Krapkowice do Opola, oraz ruchliwej szosy z Opola do Częstochowy. W bieżącym roku rozpocznie się także modernizację trasy turystycznej, prowadzącej Karpat do Sudetów, nazwanej z „Wstęgą południa“. Rozpoczęto już prace na pierwszym jej od­cinku w rejonie Paczkowa. Zdaniem opolskich drogo­wców władze miast wydzielo­nych więcej niż dotychczas u­­wagi powinny poświęcić ulep­szaniu dróg. Do nich bowiem należy troska o stan arterii przelotowych w obrębie miast. A właśnie na głównych ulicach w miastach oraz na trasach wylotowych panuje największe natężenie ruchu, tam też notu­je się. najwięcej kraks i wy­padków. (ef) (Mana konstrukcja z Poznania Kombajn na zielone żniwa POZNAN (Inf. wł.) Zespół konstruktorów Poznańskiej Fa­bryki Maszyn Żniwnych opra­cował konstrukcję samobież­nego kombajnu paszowego „KS IS“. Jest on w znacz­nym stopniu zunifikowany z kombajnem zbożowym „Bi­zon“. szenia, Kombajn służy do ko­rozdrabniania i zała­dunku na przyczepę wszelkie­go rodzaju zielonek. Korzyści, jakie przyniesie stosowanie kombajnu paszo­wego, polegają przede wszyst­kim na obniżce o 16 proc. kosztów zbioru pasz zielonych w stosunku do używanych o­­becnie maszyn importowa­nych. Obecnie w PFMŻ dobiega końca montaż ostatnich egzem­plarzy z serii informacyjnej, liczącej 30 sztuk. Większość maszyn z tej serii używana jest od szeregu tygodni na po­lach Wielkopolski. Poza 7 kom­bajnami, które zostaną skiero­wane na wystawy i pokazy akwizycyjne do ZSRR, CSRS i na Węgry, reszta będzie uży­wana w kraju, w normalnych warunkach polowych. Po przejściu „próby ogniowej“ w tegorocznych, szczególnie cięż­kich warunkach dostarczą one materiału do ewentualnych zmian konstrukcyjnych, po czym z początkiem przyszłego roku zostanie uruchomiona produkcja seryjna Zgodnie z obecnymi planami PFMŻ ma wyprodukować w przyszłym roku 150 sztuk kombajnów a w 1975 r. — tysiąc. Po rozbudowie i mo­dernizacji fabryki w na­stępnym pięcioleciu przewi­duje się dalszy wzrost produkcji, która docelowo wy­niesie ok. 2 tys. kombajnów rocznie. (STK) Udoroślani na siłę ŁODZIEZ, a zwłaszcza LwA harcerze, z racji przy­należności do organiza­cji, szczycenia się sprawnoś­ciami i stopniami, obarczani są wieloma obowiązkami tak­że na obozie, w czasie waka­cji. Ale nie chcą i chyba nie powinni wykonywać których nie potrafią lub prac, nie mogą wykonywać, ze wzglę­du na wiek. Oczekują, ęe do­rośli zrobią to, co do nich na­leży. A tymczasem łódzka DOKP umówiła się, w wyznaczonym przez siebie terminie, zorga­nizować specjalne pociągi 2 i 3 lipca w rejon Koszali­1, na, a podstawiła je już 24 czerwca, nie licząc się z przy­jętym przez siebie zobowią­zaniem, z partnerem, któremu zobowiązana jest udzielić po­mocy. Cóż to, że dopiero 24 czerwca kończył się rok szkolny, że wielu uczniów ce­ni sobie ten dzień szczególnie, bo chce osobiście odebrać cenzurkę? Cóż to, że instruk­torzy dopiero na początek lipca przygotowywali druży­ny, szczepy i hufce do wyjaz­du? Że wielu z nich nie miało jeszcze urlopów? Zamiesza­nie, interwencje aż do szczeb­la najwyższego, strata energii i nerwów. Pojadą w końcu autokarami, dzięki pomocy władz miejskich. Ale ktoś tu postąpił niesolidnie. Coraz więcej harcerzy jeź­dzi na obozy. W tym roku po­nad 280 tysięcy. Kurczą się jednak tereny, brakuje dla nich miejsca. Tylko dla nich. Zakład pracy czy instytucja inwestując w ośrodek rekrea­cyjny pomaga w rozwoju te­renu, na którym go stawia. Harcerze stawiają namioty, pionierkę robią sami, myją się w jeziorach i rzekach. Nie mają pieniędzy na inwestycje. I nie będą mieli. Wobec tego i miejsca jest coraz mniej. Ale dorośli popierają ich, sprzyjają i udają, że pomaga­ją. Słowa mijają się tu z czy­nami Te drobne, ale tylko na pozór, przykłady można mno­żyć. Wskazywać instytucje, organizacje i zakłady zobo­wiązane do pomocy i popar­cia, a w gruncie rzeczy jej odmawiające. Nie wręcz, nie natychmiast. Ale leniwym działaniem powodujące prze­jęcie ich obowiązków i zadań przez harcerzy, przez społecz­ny aktyw instruktorsko-wy­­chowawczy. Jest to bez wąt­pienia wygodne. Ale czy takie „udoroślanie na siłę“ jest słuszne? Jot.

Next