Żołnierz Wolności, marzec 1973 (XXIV/51-77)

1973-03-24 / nr. 71

GAZETA CODZIENNA IWOJSKA POLSKIEGO NR 71 (6922) ROK XXIV (XXXI) WARSZAWA, SOBOTA 24 - NIEDZIELA 25 MARCA 1973 R. | WYD. A CENA 1 ZŁ is. • w .imw t&uuinnA ___ M Ludzie uzdolnieni Artykuł o kształceniu ludzi uzdolnio­nych płk. Zdzisława Kosyrza i mjr. Zbigniewa Paleski opublikowany w nr. 64 „Żołnierza Wolności“ z dn. 16 marca 1.973 r. zawiera bardzo wiele słusznych spostrzeżeń i na pewno wzbudzi! szerokie zainteresowanie młodszej zwłaszcza części kadry zawo­dowej. Jednakże na jego marginesie nasuwa mi się pewna uwaga. Wydaje mi się, że głównym kryterium oceny uzdolnień ludzi pozostają jeszcze nadal oceny osiągane podczas procesu nau­czania (szkoła, akademia), tymczasem praktyka życiowa dowodzi* że to kry­terium nie zawsze potwierdza się w czasie służby (pracy) Często zdarza się, że absolvent uczelni z bardzo do­brymi wynikami wykazuje w proce­sie szkolenia gorsze wyniki niż jego kolega z tego samego rocznika, który otrzymał gorszą lokatę z powodu sła­bszych ocen Ten drugi 7i kolei, cho­ciaż miewał uprzednio rozmaite „ha­czyki“, okazuje się naraz oryginalnym talentem organizatorskim w koszarach i na poligonie, zdobvwa sobie autory­tet, a iego pododdział osiaga nrzodują­­cc miejsce. To nie są wypadki odo­sobnione, tym bardziej wiec skłania­ją one do myślenia. Uważam dlatego, że nie należy zbyt przedwcześnie ujawniać młodym lu­dziom, że widzi się w nich „uzdolnio­nych”, gdy życie jeszcze tego nie pot­wierdziło Od takich objawień prze­wróciło się w głowie nie tylko niejed­nemu sportowcowi, ale i działaczowi społecznemu. Nagle dochodzi do kra­chu i wtedy „talent“ trzeba ratować wszelkimi siłami. Bo się okazuje, że był to zwyczajny „kujon,“ z gładkimi manierami, który umiał tylko szuflad­kować zdobywaną wiedzę 1 być przy tym przymilny, ale nie byt zdolny do szerokiego myślenia i samodzielnego działania. Autorzy artykułu uznają co prawda za celowe uwzględnienie kryterium obywatelskiej postawy To Jest bardzo słuszne, ale także nie wystarcza jesz­cze do pełnej oceny zwłaszcza kiedy za wykazywanie obywatelskiej posta­wy uznaje się np. systematyczne wy­głaszanie sloganów i robienie wokół siebie dużego szumu. Na tym obywa­telska postawa nie polega. W ogóle Istniejące na wszystkich uczelniach tzw narzędzia badawcze z użyciem wszelkich istniejących na świecie testów włącznie, nie są w sta­nie wskazać należycie ludzi uzdolnio­nych, to znaczy rzeczywiście wartoś­ciowych Tym hardziej w warunkach naszego wojska, gdzie obok prawdzi­wej idenwoścj wymagane są wszech­stronne kwalifikacje organizacyjne, dydaktyczne, wychowawcze i inne, mogące znaleźć jedyny uniwersalny sprawdzian w praktyce O znaczeniu takiej sprawy, jak cechy charakteru człowieka, nie chcę już wspominać, bo to problem sam w sobie, szkoda, że także przez autorów artykułu po­minięty. Tymczasem badania tzw. ak­celeracji potwierdzają, że rozwój po­zytywnych cech osobowych nie idzie niestety w parze z ogólnym rozwojem umysłowym ł fizycznym, nie następu­je on także szybko za przemianami ustrojowymi. ppłk RYSZARD WILKOWSKI, J. W. Zalety zorganizowanego wypoczynku W artykule Jana Lwa pt. „W poszu­kiwaniu kochanego zdrowia“ z 25 lu­tego br przeczytałem uwagi na temat przeprowadzanego okresowo wypo­czynku kadry Nie zgadzam się z nimi pod tym względem, że uważam tę for­mę rekreacji zdrowia kadry za bardzo pożyteczną. Zorganizowany wypoczy­nek daje przede wszystkim to, że poz­wala na korzystanie z zalet uznanych miejscowości klimatycznych, stwarza przyzwyczajenia do pewnego wysiłku fizycznego, uczy również kolektywnego współżycia w ramach określonej dys­cypliny zajęć, Jan Lew narzeka, że jemu samemu zorganizowany wypo­czynek nie dał tego, na co liczył, ale wielu starszych oficerów uważa is­tniejące zajęcia za zupełnie wystarcza­jące Nie każdy może I chce grać w koszykówkę lub korzystać z trudnych urządzeń gimnastycznych Swobodne wędrówki po urozmaiconym terenie mogą niejednemu dać więcej. mjr ZYGMUNT FRĄCZAK, Gdańsk Program dla ciała i ducha Nawiązując do felietonu Jana Lwa pt, „W poszukiwaniu kochanego zdro­wia“ pragnę podzielić upinię autora, że 2 tzw obozami kondycyjnymi nie jest rzeczywiście najlepiej. Uczestni­cząc w jednym ? takich obozów, prze­konałem się., że daleko jeszcze do prógramu, który usprawniałby i ciało, i ducha Uczestnicy dzieleni są na grupy według kategorii zdrowia, ale różnice w grupach są znaczne między poszczególnymi osobami Co jednego nudzi, to drugiego męczy Wniosek z tego taki że decyzje o organizowaniu grupy podejmowane są bóz głębszych ocen zdrowia i możliwości fizycznych. Wyniki polfytíi na obozie bywaja rów­nież dziwne Powiem na własnym przykładzie,' Że po obozie zwiększyła mi sję wdga ale ża to spirometria o­­kązała sie gorsza Czy to źle czy dob­­rze. tego nikt ml nie powiedział. Osobiście uważam źć ..obozy kon­dycyjne“ znajdują się leszcze w po­­wiiakach wyrażana w wyżej wspo­mnianym felietonie myśl aby dyspo­nowały one hala «nurtowa dla upra­wiania gięr «nurtowych wydaje mi się celowa Tych gier raczej nie uprawia­my w mlefscach służby często braku­je możliwości Brakuje Ich nawet w dokończenie na STR. 3 Ludzie tamtych czasów li&wowtfi l lADNA z dotychczasowych okrągłych rocznic nie skłaniała 'do tylu wspomnień i rozmyślań, co trwające i zbliżające się rocznice trzydzieste. Może dlatego, że 20 lat temu czuliśmy jeszcze w powietrzu swąd stygnących zgliszcz i chcie­liśmy być myślami jak najdalej od tamtych koszmarnych dni, a dziesięć lat temu, przyginały nas jeszcze mocno do matki zie­mi nasz codzienny trud w dźwiganiu z ruin umęczonego kraju i gorączkowe usuwanie śladów wojny z oczu naszych dzieci. W ostatnim dziesięcioleciu prostowaliśmy z wolna przygięte plecy i oglądaliśmy się coraz częściej za siebie, spoglądając w odległą już, ale nie tak dawną przecież przeszłość. Gdzieś w oddali majaczą mi obrazy tamtych lat, fragmenty wojennych losów i dróg: blade dzieciństwo i zaszczuta młodość, groźba niebezpieczeństwa, bezbronność i upokorzenie, nędza, strach i głód - wreszcie mundur, broń i pole walki, życie i śmierć, a nade wszystko ludzie. Właśnie, ludzie tamtych czasów. Oto chucią sylwetka majora Bas­­sa. Ognisty czarnuch o ostrym pro­filu, sępich oczach i kościstej, wy­chudłej szczęce Prędki i porywczy, niespokojny Wiercioch tłukący się swoim „dodgem“ po wojennych bezdrożach i spadający ludziom na kark jak przysłowiowy piorun z jasnego nieba. Jego kierowca, zawadiacki star­­szyna Żeńka, zrośnięty na zawsze z kierownica i dowcipem, zadziorny frontowy wyga o niewyparzonej gębi&. połyskujący złotym zębem, niezrównany kpiarz i satyryk Bia­da temu, kto trafił na jego ząb. Nigdy jednak na długo, nazbyt se­rio. W gruncie rzeczy życzliwy, szczery, sprawiedliwy, czuły. Nad wyraz pogodny odważny i rozsąd. nie brawurowy Mógł imponować i miał dużo szczęścia; obaj chyba z diabłem trzymali. Układny kpt. Leśników, przystoj­ny szatyn ó falistych włosach, jas­nych oczach, miękkich rysach twa­rzy i uwodzicielskim uśmiechu. Efektowny przystojniak o mocnej, proporcjonalnej i szykownej syl­wetce. grzeczny i przyjazny, towa­rzyski i przystępny, ale wymagają­cy i surowy W zdenerwowaniu ostry i „niebezpieczny“ Lejtenant Ania ujmująca bru­netka o krótkich włosach, szczupła i dziewczęca skromna, łagodna i opiekuńcza. Typ nauczycielki o go­łębim sercu. Chorąży Tracewski, sepleniący lekko Polak z Białorusi, o uśmiech­niętej i zarumienionej twarzy, ozdobionej płowym wąsikiem Sym­patyczna postać mała. pogodna i łagodna, ale nie pozbawiona uporu i zajadłości Zawziętość i wściek­łość tłumił przejmującym zgrzyta­DOKONCZEN1E NA STR. 3 Działon gotów do otwarcia ognia. /n - J . T A i.! -T-------------T-\ (r ULU d. /-l/V6KŁU0,iK/V/ „Flotylla" na pewno jest zespołem najmłodszym żeby już nie wspominać o urodzie jego piękniejszej połowy... (Foto — Jan Zelman) Jak to się robi, pan Z ZA uchylonych drzwi dobiegajq dźwięki fortepianu, gwar i śmiech. Góruje nad tym męski głos, deklamujący coś z przejęciem i emfazą. — Próbujemy - mówi Idernwnjk Tpspnln estmdnwogo Marynar­­ki Wojennej ..Flotyllo'* kmdr ppor. Micha! Szpunar. - Próbujemy j}C nowy program na trzydziestolecie... W ciasnawei salce zebra! się ze­spół „in corpore“ jak do rodzinnej fotografii. Rzadka to okazja, by spotkać się z nimi tak właśnie — bezpośrednio i niemal prywatnie Najczęściej bowiem my tkwimy w fotelu, a oni w oświetlonym pu­dle sceny. Oni pracują — a my się bawimy, nie zastanawiając się wcale nad tym, że oto mamy przed sobą finalny produkt długich przy­gotowań i ciężkiej pracy. To zresz­tą normalne; jedząc bułkę z szyn­ką nie myślimy o tym, że ktoś siał, zbierał i mełł ziarno, a ktoś inny tuczył wieprzka. W relacji widz — aktor sprawa się jednak nieco komplikuje; ten drugi jest stale na cenzurowanym. Mamy go przed sobą. zdanego na naszą laskę lub niełaskę. Możemy bić brawo albo zarżnąć go głuchym milczeniem W rezultacie to, co to­czy się między widownią a sceną jest nieustanną walką, w której strona atakująca — aktor — ponosi wszelkie konsekwencje triumfu lub porażki. Widz może stracić najwy­żej parę złotych i dwie godziny wolnego czasu... — Dlatego staramy się przygoto­wać ten nasz nowy program jak najlepiej — mówi kierownik i za­raz dodaje — tylko czas. Po prostu mamy piekielnie mało czasu: toż w początkach kwietnia już ocena przed komisją w Warszawie... Ejże, panie kterowniku! To nie dostrzegł pan wcześniej, że zbliża się trzydziesta rocznica ludowego Wojska Polskiego? _ Owszem, dostrzegłem stwierdza spokoinie kierownik. — Dostrzegłem i rozpocząłem działa­nie w porę.., ...ale i na nas czyhają rozmaite pułapki... Lata jubileuszowe, „rocznicowe“ są dla zespołów estradowych lata­mi trudnymi Jak zrobić program, aby nie stał sie on okolicznościo­wym referatem? Jak pogodzić ży­czenia przełożonych, tyczące treści z formą, właściwą estradzie? Kar­kołomna łamigłówką. I gdzie szu­kać fachowca, który podejmie się napisać tę rzecz? — To, oczywiście, należy do nas, do kierownictwa zespołu Sami mu­simy poszukać sobie twórcy i za­mawiamy u niego program.. Znaleźli, zamówili. Nie było to proste, bo na Wybrzeżu nie ma tego rodzaju specjalistów w nadmiarze. Wybrali zna­— Wtedy dopiero mogliśmy za­mówić u kompozytorów muzykę... No dobrze.. ...a kiedy zespół ma to opanować? Kierownik wyciąga notes. Sty­czeń — 24 koncerty, wszystkie na wyjeździe. na Śląsku: zespół brat udział w katowickiej paradzie ze­społów, zorganizowanej z okazji rocznicy wyzwolenia tamtych ziem i inauguracji obchodów 30-lecia lu­dowego WP W lutym, w ramach wymiany z Pomorskim Okręgiem Wojskowym, „Flotylla“ wojażowa­ Eanimd ZAŚPIEWAMY... ZBIGNIEW DAMSKI nego, renomowanego 1 nie targowali się o koszty: rzecz przecież musi być wy­­sokiej jakości. Mistrz zabrał się do ro­boty: migiem przedłożył koncepcję do zatwierdzenia i już w czerwcu ub. roku podpisano umowę. Przy końcu wrześ­nia dostarczył dzieło. Przy końcu paź­dziernika zespół szefa Zarządu Politycz­nego Mar. Woj. na specjalnym posie­dzeniu jednogłośnie i bezapelacyjnie odrzucił program, jako absolutnie nie nadający się do wystawienia. — Co to było? — Ano — ani na temat, ani pod względem jakości. Ot, mierna satyrka: trochę o pija­kach. o kiepskim budownictwie, o ciasnocie w M-3... Dla wojskowego, marynarskiego zespołu, na jubileusz? Zostali więc w końcu paździer­nika z pustymi rękami. Co robić? Spakowali walizki — kierownik ze­społu i kierownik artystyczny „Flo­tylli“, Aleksander Długosz — i jaz­da do stolicy! Ruszyli znanymi so­bie ścieżkami pukając do rozma­itych drzwi i kłaniając się gęsto pomóżcie, nóż na gardle! Udało się. Podjęła się pracy para znanych autorów — Gałkowski i Cis. Już 1 grudnia przysłali część tekstów, a do końca — całość. ła wśród jego jednostek, dając wie­le koncertów. — Dawaliśmy, oczywiście, nasz stary program i dodatkowo oko­licznościową składankę na 55-lecie Armii Radzieckiej, ale po koncer­tach, w hotelach każdy uczy! się nowych tekstów i piosenek... Od pierwszego marca natomiast nie wyjeżdżaliśmy nigdzie i całą parą zabraliśmy się do nowego progra­mu. Chcemy taką małą, wewnętrz­ną premierę zrobić przy końcu miesiąca. Duża sztuka! Czy podołają? — Na pewno — mówi kierownik — mam ludzi naprawdę zdolnych i pełnych zapału... Ha. skoro kierownik tak mówi... Ja natomiast dostrzegam, że kmdr ppor. Szpunar ma chyba NAJ­MŁODSZY spośród wszystkich za­wodowych wojskowych zespołów estradowych — najmłodszy średnią wieku jego członków. Wśród wy­stępujących panów waha się ona od 25 do 27 lat, wśród pań — choć nie powinno się tego ujawniać — od 20 do 22 lat. O tym. że są nie­zwykle urodziwe mówić chyba nie muszę: reprezentują ponadto — co jest szczególnie cenne dla estrady — bardzo zróżnicowane typy uro­dy. Młodość i uroda — atuty poważne... Zawodowy jednak sceptycyzm podpowiada ci­chutko. ze . to, niestety, jeszcze nie wszystko... — Ale wszyscy członkowie zespo­łu — podkreśla kierownik — są po zawodowej weryfikacji, zdawanej przed komisjami na oceny dobre... Widziałem „Flotyllę” wiele razy. Nie wiem, jak to tam jest na co dzień, ale na estradzie nie widzi się tzw. gwiazd, wypychających się siłą na pierwszy plan. Być może, iż owa zespołowa współpra­ca wszystkich aktorów wynika z zało­żeń kierownictwa — tworzy jednak na zewnątrz jakiś własny, swoisty styl, co należy zapisać in plus. Śpiewające pa­nie robią to równie swobodnie solo jak i w rozmaitych układach zespołowych. Jest ich siedem — Bożena Ditberner, Barbara Książkiewicz, Urszula Krey, Ire­na Kucharczyk. Elżbieta Woronianka, Krystyna Giżowska i Janina Fotudin — i każda z nich potrafi zachować swój o­­drębny styl. — Mamy wśród nich — dodaje kierownik — także jedną panią ma­gister po wyższych studiach mu­zycznych... Każdy zespół ma swoje „cudow­ne dziecko“. Tu, we „Flotylli“ jest nim Olek: to imię pada najczęściej i z rozmaitych okazji. Aleksander Pieczul należy bowiem do tych za­paleńców wielce rozkochanych w tym, co robią. Występuje (na prze­słuchaniu w Ministerstwie Kultury i Sztuki wziął pierwsze miejsce), jest inspicjentem i stałym asysten­tem reżysera, sam przygotowuje programy okolicznościowe. Sekun­dują mu zresztą dzielnie pozostali: Marek Regulski, Marian Edward, Witold Mączyński, Stanisław Paw­lik, Franciszek Ilisiński, Zenon Stańczyk i Zbigniew Rogowski, któ­ry w tym roku będzie reprezento­wał „Flotyllę“ na kołobrzeskim fe­stiwalu. — Mamy również dobry zespół instrumentalny — uzupełnia kie­rownik — Co jest w równej mie­rze zasługą kierownika muzycznego zespołu Janusza Szewczyka jak i „szefa kapeli“ Jana Kirsznika.:. A potem kmdr ppor. Szpunar z nieukrywaną dumą' prowadzi mnie do swego „skarbca“: komplet świet­nych instrumentów z elektronowymi organami, komplet — importowany z NRD — wymyślnej aparatury o­­świetiającej. doskonała aparatura ngłaśniająca i kompletny zestaw no­wiutkich rekwizytów... — Sami za tym drepczemy, nie oglądając się na centralne przydzia­DOKONCZEN1E NA STR. 3 F’JfóMfojré lisp • *j»ss'pjs "o Zmiana biegów ppłk Bill BIL P RZED przsszło tíwcma laty przebywałem w jed­nym z garnizonów, od którego do zgrupowanych na poligonie pododdziałów było ckcło 23 km. Do przebycia lej oflległości potrzebny był więc mi jakiś środek lokomocji. Zwróciłem się z próśb'! do znajome­go dowódcy jednostki o wypożyczenie „Gazika”, śmiał się długo, zapytując czy nie stać mnie na lepszy dow­cip... Usiadł za biurkiem, podniósł słuchawkę aparatu telefonicznego i polecił, aby za pół godziny podjechał pod sztab jeden „Skot" eksploatacyjny. Ä zwracając się do mnie, wyjaśnił: - „Gaziki" już od lipca są w kon­serwacji. Będą jeździć dopiero w. siyez.wi»!;, gdy dostanę kilometry. Jeżdżę teraz „Skatami", bo na nie nie mani ograniczeń. Po wypiciu kawy opuściłem pomieszczenie sympa­tycznego dowódcy i udałem się przydzielonym mi „Ska­tem" na poligon. Nie powiem, wygoda duża i... poligo­nowe bezdroża nie takie znowu straszne. Próbowałem także dociekać, co jest tańsze w eksploatacji. Kiedy w ubiegłym miesiącu — byłem w jednostce czołgowej za­sięgnąłem języka na temat gospo­darowania limitami kilometrów. Szef Służby Czołgowo-Samochodo­wej wyjaśni! mi, że jeśli porówna roczne potrzeby jednostki z przy­dzielonym limitem kilometrów, to dochodzi do wniosku, że działal­ność eksploatacyjną musi „zawie­sić“ w Czerwcu, a najpóźniej w lip­­cu. Rozłożyliśmy księgi, tasiemco­we plany z.numerami pojazdów, przymierzając je do zamierzeń szkoleniowych i gospodarczych jednostki — i niestety nie da się ukryć, że na samochody brak jest potrzebnej jednostce pewnej ilości kilometrów. Dziwne to może, ale jeszcze żadnemu dowódcy ani sze­fowi Służby Czołgowo-Samochodo­wej nie zabrakło limitu kilometrów na czołgi i inne pojazdy gąsienico­we. Zawsze „niedobory“ dotyczą samochodów osobowych i gospo­darczych. SZUKANIE KLUCZA Specjaliści od eksploatacji wszel­kich pojazdów zauważyli, że od lat obowiązujący system rozdziału li­mitów kilometrów na pojazdy nie należy do najdoskonalszych. Zaczęli szukać lepszych rozwiązań. Tytu­łem próby w kilkunastu jednost­kach wytypowanych do wdrażania pilotowych usprawnień działalności służbowej w kwietniu 1972 roku wprowadzono nowe zasady gospo­darki eksploatacyjnej. Novum do­tyczyło głównie zmiany przydziału limitów kilometrów. Zaniechano szczegółowego przydziału kilome­trów na poszczególne marki pojaz­dów z rozbiciem na zamierzenia szkoleniowe i gospodarcze, a wpro­wadzono limitowanie globalne na całość potrzeb jednostki w skali rocznej', z podziałem na cztery za­sadnicze grupy pojazdów. W grupie pierwszej umieszczono czoigi. dzia­ła pancerne i ciągniki pancerne. Drugą grupę stanowią transportery opancerzone, następną ciągniki gą­sienicowe i wreszcie pojazdy sa­mochodowe. Różne były początkowo opinie użytkowników pojazdów w jed­nostkach ó nowych zasadach eks­ploatacji. Działo się to w kwietniu, a więc już cztery miesiące eksploa­towano pojazdy według starych za­sad. Aby stwierdzić, czy nowe jest również dobre, trzeba było przesta­wić cały system planowania eks­ploatacji pojazdów, Ale zmiana planów na papierze nie przedsta­wiała dla wytrawnych kancelistów większych trudności, W grudniu 1971 roku jednostki dostały przy­działy limitów kilometrowych na poszczególne marki pojazdów. Trze­ba więc było odjąć z puli rocznej to. co przez cztery miesiące przeie­­chano, i resztę zsumować w grupach pojazdów. Tak zrobiono we wszyst­kich wytypowanych do ekspery­mentu jednostkach, ale nie wniosło to nic nowego do przedmiotu samej eksploatacji. Limit kilometrów na pojazdy to tylko jedna z dziedzin planowania eksploatacji. O tym. czy dany sa­DOKONCZEN1E NA STR. 4 Dziś w m bierze informujemy: NA STR. 6 o posiedzeniu Rady Ministrów, nominacji Stanisławo Kowal­czyka na stanowisko ministra Spraw Wewnętrznych, spotkaniu Piotra Jaroszewicza z delegacją metalowców. Komentarz płk. Władysława Zielińskiego pt, „Japoński dyle­mat zbrojeń nuklearnych", oraz bieżące doniesienia. Ponadto w numerze: NA STR. 2: stałe pozycje: WSPÓLNOTA SOCJALISTYCZNA ® MILI­TARIA Grażyna Dziedzińska - LATYNOSI ZATRZASKUJĄ DRZWI PRZED WUJEM SAMEM NA STR. 3 Ryszard Pietrzak - KÖNFRGNTACJE-72 NA STR 4-5 Elżbieta Pogorzelska - ŻYCIE, KTÓRE PRZEROSŁO WRÓŻ­BĘ z cyklu Imiona żołnierskiej sławy Zbigniew Kozakiewicz - WYPADEK NADZWYCZAJNY ppłk Jan Budziński - ZANIM LEUTNANT STANIE SIĘ DO­WÓDCĄ — reportaż z żyda NAL NRD NA STR. 8 ppłk Edward Woźniak — NIEFRASOBLIWI — felieton z cyklu 5 minut szczerości

Next